niedziela, 28 lutego 2010

Olimpijska czapeczka

Pomysł narodził sie , kiedy zobaczyłam Lindsey Vonn w czapeczce z motywem olimpijskim.  Ona ma, mam i ja.
Tu Lindsey:

Tu moje, a w zasadzie już nie moje. bo właściciela zmieniło:



Dane techniczne:
włóczka Flair International Sandra
50% Alpaka
50% Lambswool
50 g = 190 m
druty skarpetkowe nr 3,5 mm

Schemat logo olimpijskiego opracowała gosiek 18, której serdecznie dziękuję.

sobota, 27 lutego 2010

Zmagam się olimpijsko.

Jak wspominałam na blogu Robótkowe Igrzyska Olimpijskie , jakoś nie bardzo z przekonaniem brnę przez olimpijskie wyzwanie. W trakcie mnóstwo innowacji mi po głowie chodzi, efektem czego - zamiast bluzeczki zanosi się na tunikę. Plecy zrobione, teraz pastwię się nad  przodem i zastanawiam się, czy nie zrezygnować z "łódki" i nie zrobić podkroju z pęknięciem i dać jakiś guzik ( w E-dziewiarce fajne są - drewniane ). Jeszcze pomyślę.

Zważywszy, że koniec Igrzysk tuż tuż, mam raczej marne szanse na ukończenie robótki, trudno, ale bawiłam się przednio.
A tu plecki i połowa przodu:

piątek, 26 lutego 2010

Powroty do Lema

Nigdy go w nadmiarze nie czytałam, to nie ja. Ale nie czytać Lema? Wstyd. Toteż czytałam to i owo: Bajki robotów, Śledztwo, Katar, Kongres futurologiczny i jeszcze na półce cierpliwie czeka Rasa drapieżców. Teksty ostatnie. Muszę dojrzeć, by  przeczytać,a na razie wracam do tekstów, które ujawnił Michał  Zych i zawarł w książce "Dyktanda czyli..." Otóż to są teksty, które Stanisław Lem wymyślał na poczekaniu, by nauczyć kuzyna bezbłędnej pisowni. Mnie te teksty od lat bawią i pewnie długo jeszcze bawić będą, więc wracam do nich w chwilach zwątpienia dotyczących sensu życia i wtedy to lemoterapię funduję sobie, działa, polecam. A oto próbka psychoterapeutycznych treści:

"W kałuży krwi leżał trup świeży, lecz sztywny, z wyrazem zasmucenia na twarzy, której niewiele mu zresztą zostało. Kula niezwykłego kalibru uczyniła poważne spustoszenia w jego zębach trzonowych, małżowinie oraz w móżdżku, który wyciekał teraz miarowymi kroplami na łopuchy i zeszłoroczny numer "Przyjaciółki" "

No a skoro trup to i detektyw być musi:

"Na nogach miał adamaszkowe cichostępy z patentowym zatrzaskiem. W lewej ręce trzymał nóż, a w prawej widelec. Jego kraciasty kaszkiet miał w daszku peryskop, a fular na szyi, sporządzony z włosiennicy, był bogato haftowany złotem"

Książką ową polecam polonistkom jako doskonałe i niebanalne źródło tekstów na dyktando. Sukces murowany.


Foto z Merlin.pl

Komentującym poświęcam :-))

Zawsze zastanawiałam się, jak "załatwiać" sprawę komentarzy, w sensie pozytywnym - ma się rozumieć, absolutnie! Radochę mi komentarze sprawiają, bo to widać, że ktoś zajrzy, a jeszcze jak napisze, że śliczne, to wiadomo - motywacja do działania rośnie. Wprawdzie u mnie tego "ślicznie" mało i podziwiam komentujące, że coś tu odnajdują.
Są różne szkoły reagowania na komentarze:
1. komentarzem na komentarz w komentarzach pod gościnnym komentarzem na naszym blogu
2. odpowiedź na komentarz pod następnym postem na naszym blogu
3. komentarz za komentarz w komentarzach na blogu komentującego
4. zero reakcji gdziekolwiek - moja dotychczasowa metoda
5. reakcja raz na jakiś czas w formie posta

Milczałam do tej pory, bo jakoś nie potrafiłam znaleźć formy, w której mogłabym się do nich odnieść.Najprościej reagować na komentarz, który nam się nie podoba - usuwamy, koniec, kropka. Można jeszcze impertynencji nawtykać komentatorowi na jego własnym blogu, ale on też ma narzędzie z rysuneczkiem pojemnika na śmieci, ba - włączy moderatora, a nie daj Bóg zostawi impertynencki komentarz i nie zareaguje ( nie chcę pisać "oleje" ). Satysfakcji żadnej. Na dokładkę, kiedy komentowanemu dołożą - to komentowany dostaje jakiegoś zaćmienia umysłu, żadnej riposty z siebie wydobyć nie może ( znaczy o sobie ja tu ), zazwyczaj jest to stan krótkotrwały, ale jednak... Dlatego też pełna jestem podziwu dla komentarza pod komentarzem w wydaniu ANTONINY: Droga Antonino, padłam jak kawka. Zestaw świeżych skarpetek i świeżych bułeczek rozbroił mnie dokumentnie. Od wczoraj na samą myśl tegoż płaczę ze śmiechu :-)) :-)) :-))
W zasadzie wypowiedź tę , a przynajmniej fragment,  powinnam zamieścić w cytatach.

No cóż, dziękuję serdecznie za wszystkie wpisy i jak zawsze drzwi szeroko otwarte!
Nie myślcie, że szykuję się do "zejścia" i robię jakieś rozrachunki, chyba że gdzieś zapisane jest inaczej, a ja o tym nie wiem.

czwartek, 25 lutego 2010

Cytaty

Dziś makabrycznie, no ale cóż, nie ja to wymyślam.
Serial na AXN - CSI: Kryminalne zagadki Las Vegas 924

" Ostatnie, co wpadło mu do głowy, to nabój kaliber 38"

poniedziałek, 22 lutego 2010

Chilli con carne

Wpis raczej ku pamięci niż z potrzeby przelania uczuć na papier, na blog - znaczy. Znalazłam ten przepis na blogu PO NITCE. Podoba mi się przepis, bo raczej nieskomplikowany, chyba szybki i na pewno dla takiego beztalencia kuchennego jak ja. Jutro zrobię, no może pojutrze.

I pytanie do Ani:
Aniu, tę fasolkę to dać z tym bajorkiem? Ja zawsze płuczę, bo to takie niefajne.

Alan Sillitoe i...


 ...i co? Każdy normalny powie: Samotność długodystansowca.  Otóż  nie, choć też . Nie, bo o "Córkę szmaciarza" mi idzie, i choć też - bo i o "Samotności długodystansowca" będzie. W "Córce szmaciarza" o miłości wielkiej i czystej, o miłości wśród włamań, kradzieży,  i o miłości tragicznej, niespełnionej. Nie wiem dlaczego wcześniej nie zwróciłam uwagi na to opowiadanie, może dlatego, że to "Samotność długodystansowca" uważana jest arcydzieło - arcydzieło znane także z ekranu kinowego. Bo na dźwięk nazwiska Sillitoe natychmiast na myśl przychodzi "Samotność..."



Alan Sillitoe: Samotność długodystansowca
Warszawa: Książka i Wiedza, 1982
Seria: Koliber, 69

O autorze ( z książki )
Alan Sillitoe, pisarz angielski pochodził z rodziny robotniczej, pracował fizycznie od 14 roku życia. W rozwoju samorodnego talentu pomógł Alanowi Sillitoe  - Robert Graves - autor "Ja, Klaudiusza" i "Klaudiusz i Messalina" (książki przeczytane, zapamiętanie, ulubione)
W swoich utworach Sillitoe przedstawia zjawisko wyłamywania się jednostki ze środowiska proletariackiego,  próby przełamywania zasad rządzących społeczeństwem, poszukiwania wolności i pełni życia - co jest charakterystyczne dla pisarzy z nurtu "młodych gniewnych". Sillitoe debiutował powieścią "Z soboty na niedzielę" ( nie znam), potem ukazał się tom opowiadań z "Samotnością...". To opowiadanie uważane jest za najlepszy utwór pisarza.  W roku 1965 ukazało się polskie wydanie powieści "Klucz do drzwi". Kilkakrotnie przymierzałam się do tej książki, ale jakoś nic z tego nie wyszło. Pewnie i nie wyjdzie, ale "Z soboty na niedzielę"  może poczytam, a może rozejrzę się za filmem?

sobota, 20 lutego 2010

Komentatorskie Vancouver

Kibicuję, śledzę i słucham, słucham duetów komentatorskich i widzę oczyma wyobraźni taki to obraz. Nic nie poradzę, staram się jak mogę a przed  oczyma wciąż to samo.

Przebudzenie - Kate Chopin

Co jakiś czas wracam do książek z serii "Kolibra". Kiedyś były to książki tanie i niebanalne, dobra literatura, znane i znaczące nazwiska. Niekoniecznie znane przeze mnie, bo np Kate Chopin nie znałam. Kolibrowe książki wybieram z półki  losowo, miałam je spakowane w kartony, przygotowane do wyniesienia na śmietnik z myślą, że na pewno ktoś weźmie. Doszła nowa półka i okazało się, że swobodnie się na niej mieszczą, że jeszcze raz mogę je przejrzeć, a wyrzucić? Mam czas. Powieść "Przebudzenie" nazywa się tekstem feministycznym, mówi się o walce o prawa kobiet. Niech tam... Babie się nudziło, mąż ją zaniedbywał, małżeństwo z rozsądku, to aż się prosi o coś nowe. Ja w pewnym momencie zaczęłam się z powieści podśmiewać: pozostał ślad pocałunku na policzku. Harlequin? . W końcu powieść powstała w XIX wieku, to jaka ma być?
Nie potępiam książki w czambuł, nie. Bo książka ma walory. Fajna lektura na zimę, bo w książce lato, słońce, ciepełko, beztroska wakacji. Korowód niebanalnych postaci - ja stawiam na brzydką i wredną pianistkę, przyjaciółkę Edny - Mademoiselle Reisz.Cały czas zastanawiałam się, czytałam to czy przeoczyłam. Sprawa wyjaśnia się na koniec, bo na zakończenie autorka wali pięścią między oczy. Nie jest tak jak myślałam, żadnych tam happy endów. Teraz wiem, że nie czytałam książki wcześniej, bo to zakończenie pamiętałabym. Dobrze, że nie wytaszczyłam książek na śmietnik. Ale teraz zastanawiam się. Męczy mnie to zakończenie. "Martin Eden". Czy London znał powieść Kate Chopin?
 Co trzeci sms z prawidłową odpowiedzią wygrywa:
a) znał
b) nie znał
c) wiem, ale nie powiem



Foto Antykwariat Nepo

piątek, 19 lutego 2010

Ściereczki recyklingowe - czyli coś z niczego.


Staram się czyścić zapasy na bieżąco, ale nie zawsze mi to wychodzi. Dziś natknęłam się na zasłonę z dziecinnego pokoju. Zabytek, ma ponad 30 lat. Materiał miejscami odbarwiony, swoje odsłużył, ale dlaczego by nie spożytkować na szmatki-ściereczki-ręczniczki kuchenne? Pocięłam, wyszło tego 8 sztuk. Jestem na etapie fastrygowania, nie umiem szyć bez fastrygi. Trochę to czasu pochłania, ale to tylko iluzja. Znacznie więcej pochłania prucie, kiedy rąbek nierówny.  Ściereczki to preludium, wprawka do uszycia czegoś konkretnego. Szyć nie lubię, szczególnie na maszynie. Rzadko ją wyciągam z kąta, drobiazgi załatwiam ręcznie.   I oto mała rzecz a cieszy.                                                              








czwartek, 18 lutego 2010

W bibliotece

- Czy dostanę "Złodziei piasku" Bena Browna?
- Nie mamy.
- A "Bieguni" Olgi Tokarczuk?
- Pożyczona.
- Szymona Hołowni "Kościół dla średnio zaawansowanych" ?
- Nie!
- To może "Traktat o łuskaniu fasoli"?
- Co takiego?
- Myśliwski. Traktat o łuskaniu fasoli.
- Zobaczę.     (...)     Jest.
Kątem oka dostrzegam panią czytelniczkę buszującą po półce zapamiętale.
- Jakie książki są na tej półce?
- Różne.
Wśród "różnych" dostrzegam biografię Janis Joplin. Chciwie łapię i zagaduję głupkowato, bo czuję się jak intruz:
- To świetna wokalistka była, tylko skończyła marnie.
Coś jakby mruknięcie.

Wiem, że powinnam w katalogu popatrzeć, ale bez okularów nie widzę, a z mrozu w pomieszczenie - nie widzę podwójnie: Nie widzę, bo nie widzę i nie widzę, bo para na szkłach. Muszę zatem pytać, co mnie upokarza, bo pani nie zaszczyca mnie spojrzeniem.
Mściwie obiecuję sobie, że na następny raz przygotuję się staranniej do zadawania głupich pytań, a najlepiej jak sobie tych "Złodziei" kupię i Hołownię kupię i wszystko kupię :-))

A póki co: Mercedes Benz! Mój ulubiony.

Reklama

I z ostatniej chwili, a raczej z ostatniej wypatrzonej reklamy:
"Czujesz się przygnębiony? Bóg chce ci pomóc. Musisz go tylko poprosić"


A mnie od dziecka uczono, nie wzywaj imienia Pana Boga nadaremno. I aż się prosi, by odesłać reklamodawcę do demotywatorów. Sprawa dotyczy depresji. Ja raczej w tej kwestii będę się odwoływać do szarlatanerii: psychologów, psychoterapeutów, psychiatrów i innych szamanów. 



"Pała" za stopniowanie przymiotników

Skądinąd wielka w swojej dyscyplinie, rzekła:
Trasa zrobiła się mięciejsza.

Ja bym powiedziała: Trasa się porobiła całkiem miękutka :D

środa, 17 lutego 2010

wtorek, 16 lutego 2010

Prawie robótkowo

W zasadzie mało tych robótek u mnie, ale najpierw remont, potem przemeblowanie - zamawianie mebli, które przychodziły w różnych terminach i prawdę mówiąc, nie wszystko jeszcze doszło. Przedwczoraj obiecałam sobie, że ostro wezmę się  za robótkę olimpijską, ale zamiast nad robótką, ślęczałam przy komputerze. Otóż kanapa doszła, została zmontowana, ustawiona i tu dopiero dały znać o sobie moje koty. Tymon na  powitanie zaatakował nowy nabytek pazurami. W sklepie przekonywano mnie, że tapicerka "niedozdarcia".  Niestety, bardzosz podatna na tymonowe pazury. Zatem w popłochu zaczęłam przekopywać zasoby internetowe w poszukiwaniu sensownego drapaka. To co ujrzałam, przeszło najśmielsze oczekiwania w moim pojmowaniu kiczu i brzydoty. O cenach nie wspomnę. Takiej kolekcji misiowatych domków na palach w życiu nie widziałam,
nie wiem, kto to projektuje, nie wiem, kto wykonuje - brzydota nie do opisania. Całkiem zniechęcona miałam zrezygnować, kiedy trafiłam na bardzo prosty, sensowny drapak, estetycznie wykonany, dłuuugi - prawie metr, do ustawienia gdziekolwiek, do oparcia o ścianę, mebel, zabezpieczony gumowymi końcówkami zabezpieczającymi przed poślizgiem. Niestety, nie polski, drogi jak diabli. Czy my w Polsce nie mamy zdolnych ludzi? Drapak zamówiłam,, bo co miałam robić? Ciekawa tylko jestem, czy przypadnie kotom do gustu jak i mnie przypadł. Na razie przepłaszam ulubieńców wodą z cytryną, której zapachu podobno nie lubią. Podobno! ;)
Kajuta na... "cytrynowej" kanapie

Z tym tytułem posta, to potężnie przeholowałam. Przepraszam. Jak zwykle ostatnio - wcale nie robótkowo. 
Może kiedyś się to zmieni i moje moce przerobowe w kwestii robótek wzrosną :-) ale nie obiecuję.

poniedziałek, 15 lutego 2010

Gdzie jest generał?


Jerzy Turek nie  żyje. Kiedy słyszę to nazwisko, przypomina mi się komedia "Gdzie jest generał" .Komedia naprawdę śmieszna. Oglądałam kilkakrotnie i ciągle mnie śmieszyła. Z Jerzym Turkiem zagrała Elżbieta Czyżewska. Dziś Elżbieta mieszka w Stanach. Wyjechała z mężem - dziennikarzem amerykańskim, który skrytykował rządy Gomułki i musiał opuścić Polskę. Był to w zasadzie koniec kariery aktorskiej pani Elżbiety. Szkoda, bo była to taka polska Brigitte Bardot.


Filmowa premiera odbyła się 3 stycznia 1963 roku. Reżyseria i scenariusz - Tadeusz Chmielewski, zdjęcia - Jerzy Stawicki.

Rzeczpospolita napisała: Aktor, który czuł komedię

piątek, 12 lutego 2010

Jak zażegnać kłopoty śniegowe podczas Igrzysk w Vancouver

Reklama będzie - Aukcje Allegro.
Cytuję:

"OKAZJA!! Skrzypiący śnieg sprzed bloku BCM!FERIE (numer 914170302)


Witam

Na tej aukcji oferuję absolutny hit sezonu 2010. Jest nim śnieg, który spadł w nocy 5/6.02.2010 w Piotrkowie i zasypał mi widok przed blokiem. Dodatkowo śnieg przetrzymał jedną odwilż, przeleżał spokojnie do dnia dzisiejszego, trochę go spadło jeszcze w międzyczasie i z okazji mrozów, które teraz nastały jest szansa, że poleży bardzo długo.

Śniegu spadło co niemiara. W niektórych miejscach sięga po kolana. Poniżej przedstawiam jego zdjęcia.

Dane techniczne śniegu:
stan bdb.
niedeptany (te ślady na zdjęciach nie są na sprzedaż!!!)
nierozjeżdżony przez samochód
nie deptany przez kota ani inne zwierzę (kot woli siedzieć w te mrozy w domu i całe dnie sierściuch spędza na grzejniku)
- posiada minimalne ślady użytkowania (wiatr lekko wpłynął na jego fakturę).
pierwszy właściciel (udokumentowane - 2 dni temu jeszcze go nie było)
- kolor biały, ale nie metalic.
- śnieg nie posiada nigdzie żółtych zacieków, które świadczyłyby o jego niepewnej historii użytkowania.
- śnieg powinien ładnie skrzypić jak się po nim będzie chodziło. Niestety tego nie sprawdzałem, ponieważ wtedy śnieg byłby już deptany. Sprawdziłem za to dziś śnieg u sąsiada i ładnie mi skrzypiał pod butami.
Z oczywistych przyczyn  - odbiór tylko i wyłącznie osobisty. Transportu nie zapewniam.

Dla zwycięzcy aukcji prezent - niespodzianka gratis: udostępnię na czas załadunku szuflę do śniegu (kolor czerwony!). 


Nie czekaj! Taka okazja może się już nigdy nie powtórzyć!!

To już druga aukcja. Pierwsza aukcja została zakończona przez Allegro za rzekome nakłanianie do sprzedaży poza Allegro. Oczywiście to totalna bzdura.
Pozdrawiam i zapraszam do licytacji."
 



Jest i fotka oczywiście:






Zainteresowanych, przede wszystkim zaś MKOl, odsyłam pod ADRES ALLEGRO.
Mam nadzieję, że autor aukcji nie będzie mi miał za złe cytowania powyższego, w końcu ma reklamę za darmo.

Program TV i jak to jest z mierzeniem czasu

Temat trochę dziwaczny, ale przygotowując się do startu w Robótkowych Igrzyskach Zimowych kupiłam także program telewizyjny, żeby nie biegać po kanałach i nie szukać, co i gdzie akurat dają.
I zaczynam się czepiać. Otwarcie olimpiady - 12 02.2010 - godzina koło 3. Program telewizyjny w tym dniu na TV1 zaczyna się o godz.6:00 od Kawa czy herbata, potem punkt po punkcie i dochodzimy do godziny 19, kiedy to odbywać się będą skoki narciarskie. I tu wszystko ok, bo "małysze" miały być przed otwarciem i są. Dalej mnóstwo innych programów i zaczynam się dziwić. Doba się nie kończy o godzinie 0:00 ??
W tym samym dniu w programie mamy jeszcze o 1:35 kino nocnych marków, o 2,45 - Zimowe Igrzyska Olimpijskie - studio i o 3:00 Zimowe Igrzyska Olimpijskie - otwarcie. I to jest cały czas 12. dzień lutego. Czy my teraz żyjemy wg telewizyjnej doby?  Ja wczorajszego wieczoru zastanawiałam się, czy nie nastawić budzika, bo dla mnie godzina 3: 00 - 12-tego lutego już była. Dla mnie w programie powinno być jak wół - otwarcie Igrzysk w Sobotę - 13. 02 2010. A może ja czegoś nie wiem i już po otwarciu? A może rzeczywiście dobę liczy się od godziny 6 do 6? Mają dobę swoją hotele, dlaczego nie ma jej mieć telewizja?  Ale kto szuka... Pojawia się określenie doby medialnej. Tylko doszukać się nie mogłam, co to za twór.
Doba ,ta nasza tzw cywilna, to czas zawarty pomiędzy godzina 0:00 a godziną 0:00 i tego się trzymam i trzymać będę. Wg tej doby pracujemy, świętujemy, podróżujemy i co tam jeszcze komu w duszy gra. Nie rozumiem tworzenia innych dób ( nie mylić z ... ) po co to komu? Żeby się zastanawiać czy ta godz 3 to już była czy dopiero będzie?

No nieee...
12.02. 2010 o godz 3 jest otwarcie  i 12.02.2010 o godz. 19 skacze Małysz to co jest pierwsze? Że upierdliwie pytać będę.

czwartek, 11 lutego 2010

Sprzęt olimpijski przygotowany

Wybrałam włóczkę, a raczej wykopałam z "zapomnienia". Nie wiem, jak nazwać kolor: amarant? Nie jest to róż i nie jest to lila. Moja mama mówi: biskupi. W każdym razie kupione tylko dlatego, że byłam w odpowiedniej porze tam, gdzie "rzucili". Kupiłam, bo samo się w ręce pchało. A potem zgodnie z tradycją, co by tu z tego zrobić? Na fotce widać, że maltretowane było, ale i jeszcze zaczętą rzecz pokażę, miałam wczoraj w ramach przygotowań olimpijskich spruć, ale zostawiłam, może włóczki zostanie i skończę?
Miała to być sukieneczka, znalazłam gdzieś opis w internecie. W trakcie robienia przestało mi się podobać, a teraz znów zaczęło :-))
Robiłam wg tychże pomocy:
Diagram:
Sukienusia miała być dla dziecięcia, które jakoś szybko wyrosło, ale może komuś się nada, jeżeli skończę.
Sukieneczkę robiłam szydełkiem bambusowym nr 3. Chyba :-))

środa, 10 lutego 2010

Zmagania olimpijskie i "skarpetkowej" ciąg dalszy

Wydawałoby się, że wszystko zgrabnie zaplanowałam - co i z czego, a tu problem. Zgłosiłam swój udział w BLOGU OLIMPIJSKIM i sądziłam, że pomysł ze zrobieniem ażurowej bluzeczki będzie w sam raz. No i siedzę teraz i zastanawiam się, ryzykować i zacząć robótkę? Włóczki jest 20 dag a to mało, bo wełna, w każdym 5-dekowym motku 210 m, w sumie mam niecały 1000m, a dokładnie 840 m. Chciałam tego kupić dwa razy tyle, ale w Lidlu pozostały przecenione smętne resztki, stąd dwa kolory - kość słoniowa i rudy. Miał być pasiasty szalik  i czapka. Zrobiłam próbkę, ale widać jak nitki ubywa w zastraszającym tempie, stąd moje dylematy. Na stronie z modelem nie mogę znaleźć włóczki, jaka została użyta, więc nie znam jej parametrów.
Pozostaje mi zatem poszukać innej włóczki albo zrezygnować z tego modelu. A tak chciałam zagospodarować skarpetkowe włóczki. :-(

Szukam po blogach ile komu, na co wyszło:
Bean na ażurowy sweterek z Falki - około 900 m , z Sonaty - 1000.
 I tu:

Na żółty potrzeba wg opisu 1240m, na czarny - 1120 m. Jakby nie patrzył
 :-(( jestem na straconej pozycji.

wtorek, 9 lutego 2010

"Socksowa" włóczka i co z niej wyrośnie


Trafiłam na Forum robótkowym Gazety na dyskusję o włóczkach skarpetkowych. Swego czasu taka włóczka pokazała się w Lidlu i jak widać na obrazkach i ja się na zakup skusiłam. Przyznam, że wcale nie myślałam o skarpetkach, nie myślałam o niczym konkretnym. Podobała mi się i już.  

Swoje odleżała pora, coś z tym zrobić.  Już od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie zrobienie prostej bluzeczki szydełkowej. Prosty wzór - takie najbardziej lubię, znalazłam wieki temu na stronie Pingouin'a.

Z której włóczki? Najbardziej podoba mi się ruda, ale kto wie, może zrobię trzy ?

Kaczo, byczo i indyczo... kocio znaczy się

jak na szczęśliwą posiadaczkę kotów przystało, zaglądam na Kotburger.pl. Radości co niemiara. W prawdzie nazwa portalu przyprawia mnie o mdłości, bo oczyma wyobraźni widzę wielką bułę, w niej obłożone liśćmi sałaty, plastrami sera i polane ketchupem  rozpłaszczone kocisko. Ale zaglądam, zaglądam i radości mam wiele. Dziś pozwoliłam sobie jedną fotkę pożyczyć.

Fotkę na stronie zamieściła  Monika21.
A moje koty? Śpią, pora wczesna, nie ma się gdzie śpieszyć

poniedziałek, 8 lutego 2010

Cytaty

Z niemieckiej wersji "Brzyduli" .
Facet do dziewczyny będącej z nim (rzekomo) w ciąży, dziewczyna gada jak nakręcona:
Zamknij usta, bo dziecko zmarznie!

niedziela, 7 lutego 2010

Niby patchwork


Zdarzało mi się nie raz kupować coś bezmyślnie. Szczytem był zakup włóczki na allegro, włóczki różnej maści, w ilościach większych, mniejszych, w sumie pokaźnych, bardzo nawet.  Jako że patchwork chodzi mi od jakiegoś czasu po głowie, postanowiłam zrobić choćby namiastkę. Do takiego szytego jestem nieprzygotowana, ani materiałowo, ani sprzętowo. Do tego dłubanego i owszem (niefortunny zakup allegrowy) więc powstaje patchwork szydełkowy.  Podpatrzyłam wzór na blogu Sunshine's Creations. To świetny sposób na zużycie resztek, no niestety resztki nie mogą zbyt różnić się grubością. I tu  - jeśli idzie o zakupione na allegro włóczki, miałam szczęście - mnóstwo kolorów w ilościach ok. 5 dag, ale za to jednego gatunku. Robię zatem, a Tymon mi dzielnie sekunduje. Kiedy byliśmy w trakcie sesji zdjęciowej, kocica wyjadała mi w kuchni rybną sałatkę, no cóż, każdemu wg potrzeb.

sobota, 6 lutego 2010

Nagrody literackie - wyzwanie czytelnicze


Zaczynam z opóźnieniem, ale cóż to szkodzi. Maraton czytelniczy zaczął się 21 stycznia, ja zacznę dziś. Lepiej późno niż wcale. Cała rzecz w tym, by przeczytać po jednej książce nagrodzonej Booker Prize, Prix Goncourt, nagrodą Nike i Orange Prize. TU SZCZEGÓŁY
Nie wiem, czy bedę mogła wystartować oficjalnie, ale jeżeli nie to i tak frajda wielka. Dziś nie podam lektur, które przeczytam, bo muszę zrobić rozeznanie, co ewentualnie leży w granicach moich możliwości ( chodzi oczywiście o dostęp do książki ). Chciałabym przeczytać "Angielskiego pacjenta". Film oglądam namolnie, kiedy tylko nadarzy się okazja, a książki nie znam. Może Olgi Tokarczuk "Bieguni"? Rymkiewicz - koniecznie do powtórnego czytania. "Zachód słońca w Milanówku"" można czytać bezustannie. Przejrzę, popatrzę, postanowię, pochwalę się :-))

Europejski drink Marii Mileńko



Marysia wygrała europejski konkurs i niebawem jej plakat pojawi się w 27 krajach UE.
GRATULACJE!

Foto z portalu Gazeta Poznań

Tortury na własne życzenie


Co jakiś czas postanawiam dzień przeżyć kulturalnie i wybrać się na jakąś imprezę. Nie są to jakieś "balety", jak to nazywa młodsza populacja społeczeństwa. Mam tu na myśli wypad do kina. Mieszkam w miejscowości - świadomie nie piszę w mieście, bo mieszkanki miast większych znacznie - Warszawa, Poznań, Kraków czy innych metropolii na twarz padną z radości, bo moje miasto ( no jednak) określa się w ankietach mianem miasta do 50 tys. mieszkańców. Do tych 50 tys brakuje mu jeszcze około 15 tys, no ale było nie było - miasto. I w mieście tym uchowało się jeszcze kino, którego wystrój pochodzi z czasów dawnych, siermiężnych. W kinie repertuar różny, raczej ten bardziej "chwytliwy" a tu... proszę bardzo - "Dom zły". Wyprawić się do kina, to pół biedy, gorzej skrzyknąć grupę oglądaczy, bo żeby film puścili musi być pewna ilość osób tj. 7, słownie siedem. Nasza grupa liczyła osób cztery. I powiem Wam, fajnie jest, gdy wchodzi się do kina a tam trzy nieznajome osoby wydają z siebie westchnienie ulgi i radośnie się do ciebie uśmiechają. Ale na tym koniec radosnych przeżyć. Film mroczny, tragiczny, brutalny. Pegeerowski żywot - bimber, pijaństwo, brak wizji na przyszłość. Ideologia wypaczona, - donosicielstwo, paszport, auto marki Polonez za lojalność wobec władzy. Ludzkie dramaty. Beznadzieja.
Nie wrócę do tego filmu - zobaczyć i zapomnieć, ale chyba zapomnieć się nie da.


poniedziałek, 1 lutego 2010

Cytaty

Komorowski (po cichu mówią, że kandydat na prezydenta):
"Polscy piloci polecą nawet na drzwiach od stodoły"
I teraz proszę sobie wyobrazić, że pan Komorowski wygra wybory. Na szczyt unijny poleci na drzwiach od stodoły, a premier na drugich. Problem, kto lata samolotem rządowym, rozwiązany.