środa, 24 maja 2017

Emil czyli kochane kłopoty



Parę dni temu skończyłam czytać książkę Jędrzeja Fijałkowskiego "Emil 2 czyli kiedy nieszczęśliwe są psy - nieszczęśliwy jest cały świat" Trwało to trochę i to nie z powodu marności utworu, a raczej z asekuranctwa. Mojego. Wcześniej, po lekturze części pierwszej "Emila...", wyraziłam żal, że losy Emila urywają się nagle i nie wiadomo, co z nim. I otóż odezwał się autor. Trafił tu w te kłębki i oczka i zapewnił, że dalsze losy Emila opisał i lada moment książka ukaże się. Ukazała się rzeczywiście, a kiedy miałam ją w ręku - spanikowałam. No bo jak się kończy każde życie? Czy aby na pewno chcę wiedzieć, co było dalej? I tak to około strony 190 włączyły mi się czytelnicze hamulce. Krok po kroku, kartka po kartce dreptałam ku przeznaczeniu. Nie obeszło się bez łez.

Ale od początku.
Drugi tom emilowych dziejów rozpoczyna się od opuszczenia z dnia na dzień domu w Falenicy, wygodnego, ale jak się okazało - mało przyjaznego (wiedziałam, że tak będzie). Przeprowadzka na wieś, bo jak wrócić z dogiem, psem o wielkości konia do mieszkania w bloku? Remont zapuszczonej wiejskiej chałupy, ale i długie, filozoficzne rozmowy facetów - Jędrzeja i ... Emila. I cóż z tego, że czworonóg. Że zwierzęta gadają ludzkim głosem tylko w noc wigilijną to bzdura. Na poparcie twierdzenia - książka o Emilu. I moje własne doświadczenia, bo koty też są gadatliwe.

Obie książki o Emilu to elementarz dla tych, którzy myślą o adopcji zwierzaka. Autor nie słodzi, nie lukruje życia ze zwierzakiem, bo lukrowane ono nie jest. Te gluty na ścianach, podrapane drzwi, tony sierści, choroby, specjalistyczne karmy. Jedno jest pewne, pytanie "Przysposobić zwierzaka?" jest pytaniem retorycznym. Brać i nie pytać, ale zakodować sobie, że to "zabawa" na kilkanaście lat i nie zawsze słodka, w czym słusznie utwierdza nas autor...

Obie książki o Emilu różnią się. Ta pierwsza bardziej dynamiczna, druga nostalgiczna, dużo w niej przyrody wszak wieś dookoła. Powiedziałabym - rzecz filozoficzna, bo i nie zabrakło w niej Jeana Jacquesa Rosseau z "Emilem..." i  Francisa Rabelaisa z "Gangartuą i Pantagruelem".

Książki obie polecam z całą odpowiedzialnością tym, którzy zwierzaki mieć zamierzają w szczególności, ale i całej reszcie. Tym ze zwierzyńcem i tym bez. Tym z kotami, i tym z psami. I rybkami.



Na fotce zestaw podręczny - na lewo rolka do zbierania kłaków z ubrań, foteli, kanapy, czasem bezpośrednio z kota. To taka swego rodzaju glut-szmatka, której używa autor, ale o tym w książce.


Robótkowo? Raczej nietęgo. Udłubałam świnkę, która trafi na kocią aukcję już na początku czerwca.


A, i jeszcze wyjaśnienie skąd tytuł dzisiejszego wpisu, dłubiąc szydełkiem bądź na drutach oglądam serial "Kochane kłopoty". Zazwyczaj seriali nie oglądam, ale tu bohaterka dużo czyta. Na blogach czytelniczych pojawiła się lista książek czytanych przez Rory Gilmore. Listę skopiowałam, bo tytuły interesujące, właśnie czytam "Dom z piasku i mgły", której autorem jest Andre Dubus III. Zapowiada się świetnie.


Wpis w ramach środowych spotkań u Madzi


środa, 10 maja 2017

Stagnacja

Dotyczy to zarówno prowadzenia blogów jak i czytania. Miewam takie stany i nic na to nie poradzę. W zasadzie parę razy się przymierzałam do wrzucenia paru słów, ale na przymierzaniu się kończyło. Robiłam jednak dziewiarskie co nieco, głównie chusty na aukcje charytatywne. Oczywiście, haruni. Autorka projektu nie zabrania sprzedaży, pod warunkiem, że podam nazwę i autora projektu. Korzystam skwapliwie, bo zazwyczaj wszystkie projekty są obwarowane zastrzeżeniami dotyczącymi praw autorskich. Na szczęście większość dopuszcza sprzedaż na aukcjach charytatywnych. I dobrze!
Tu część mojej produkcji





W czytaniu Jędrzeja Fijałkowskiego "Emil 2", aż mi wstyd, że tyle to trwa, ale ostatnio absorbują mnie wiejskie psy rozmnażane bez umiaru. Szukamy domów szczeniakom i zbieramy pieniądze na sterylizację dwóch suczek biegających po wsi bez nadzoru. Od rana do wieczora wiszę na telefonie i odpowiadam na pytania typu: Jakiej rasy są te kundelki?

I starym zwyczajem żebrać będę. Banerek autorstwa mojej Ewki. Dzięki, dziecino!


Złotówka też pieniądz!