środa, 25 czerwca 2014

Środowe mruczenie kota













W ubiegłym tygodniu czas na środowe blogowanie przeznaczyłam na pakowanie się przed długim weekendem. Zgrupowanie rodzinne na wsi. Pewnie i w tym tygodniu z blogowania nic by nie wyszło (biegam co rano do MM w ramach domowego pogotowia opiekuńczego), ale postanowiłam odezwać się, choć
niezupełnie w temacie. No, może połowicznie. Robótek zaczętych przybywa, czytelniczo - błądzę po manowcach. Dziś z lamusa wyciągnęłam dawno kupioną książkę Katarzyny Enerlich "Czas w dom zaklęty".


Fotka pochodzi ze strony Wydawnictwa MG, z którym współpracuje autorka, a i mnie się udało z wydawnictwem nawiązać sympatyczne kontakty. Książkę czyta się doskonale. Dziś zaczęłam lekturę, jestem w połowie, choć przy okazji pokonałam natłok obowiązków towarzysząc MM najprzedziwniejszych zabawach, m.in uległam dziecięciu, które zaparło się, by odbyć spacer w pełnym słońcu w stroju wskazującym na ostrą ulewę czyli w kurtce przeciwdeszczowej, kaloszach i z otwartym parasolem nad głową. Cóż było robić. Poszłyśmy wzbudzając nielichą sensację i radosne uśmiechy przechodniów.

Wracając do autorki... Jakiś czas temu czytałam "Prowincję pełną smaków". Książka, jak pisałam na na czytelniczym blogu - ciepła, kojąca. Powieść "Czas w dom zaklęty" taka nie jest, nie brak w niej negatywnych postaci. Jaki będzie miała końcowy wydźwięk? Nie wiem, choć pewnie pozytywny, bo to opowieść o wybaczaniu. Polecam na wakacyjne dni. Sama postanowiłam przeczytać panią Kasię Enerlich od początku do końca i zaczęłam... od książki trzeciej. Bywa. Lekturę polecam z całą odpowiedzialnością. Targa emocjami.
A tak nawiasem mówiąc, długi weekend spędziłam we wsi oddalonej 12 km od Mrągowa - miejsca zamieszkania p. Katarzyny, a na rynku księgarskim pojawiła się nowa książka  mrągowskiej pisarki "Prowincja pełna szeptów", powieść zamykająca cykl "Prowincja..."


Mam nadzieję przeczytać...

niedziela, 15 czerwca 2014

Niby nic...

Prosty sweterek z drops design

Prosty sweterek, co lubię bardzo i w czytaniu"Marynarka", chyba... Na podorędziu Jona Krakauera "Wszystko za życie" Rzecz oparta na faktach, u mnie wzbudza kontrowersje. Próbowałam obejrzeć film, ale nie wytrwałam. Straszny. Przeczytam więc książkę, bo wyobraźnię  mam mniej rozbuchaną niż twórca filmu Sean Penn.



I słów parę o  "Ślubnej sukni " Pierre'a Lemaire na 52 tygodnie czytania. Książka świetna, polecam.

czwartek, 12 czerwca 2014

Czwartkowe spotkanie w środowym klimacie














Spóźniona, ale jestem. Zaczęłam trochę robótek, starym zwyczajem, którego wyzbyć się nie mogę: sweterek ogoniasty, który od dawna chodzi mi po głowie i sweter pstrokaty dla faceta. Dziś zaprezentuję ten facetowy, bez szczegółów, bo robię go praktycznie w ciemno. Posiłkuję się wprawdzie modelem z dropsa, ale gabaryty - zupełnie na wyczucie. Być może czeka mnie prucie, więc nie ma co się zbytnio chwalić. Robi mi się zupełnie fajnie, od dołu, ale najbardziej podobają mi się boki swetra, nawet jedno oczko lewe udające szew przyprawia mnie o euforię, że nie wspomnę o wzorach bardzo wyrafinowanych. U mnie tylko piętnaście oczek ściągaczem 3/3 ale i tak podoba mi się. Włóczka też mało wyrafinowana - Kotek ( ten ciemno-szary) i coś bardzo starego ( zabytek klasy zero), nie wiem, co to, ale pewnie coś, co kiedyś zwano anilaną.

W czytaniu "Kaznodzieja" Camilli Lackberg. W tym tygodniu czytanie idzie mi opornie. Tak jest zawsze, kiedy odbywają się turnieje tenisowe. Podczas turnieju Rolanda Garossa. kibicowałam Djokovicowi. Sympatyczny facet i świetny tenisista.Szkoda, że nasi tenisiści kończą zmagania tak szybko.

Djokovic z Nadalem po meczu finałowym

I Lackberg ...




piątek, 6 czerwca 2014

Jest...

Skończyłam, ale nie zblokowałam. Nie bardzo mam gdzie rozłożyć, maty się nie dorobiłam, a nie chcę jeszcze jednego grata w domu. Najchętniej zamieszkałabym w gołych czterech ścianach, ale chyba się nie da. Chusta niewielka, chyba taka akurat. No i mogę powiedzieć, że podoba mi się, ale ja mam gust wypaczony, bo... lubię wrony. Że pozwolę sobie zacytować Młynarskiego.

Miłego dnia ;)

Co do pustej chałupy... By zrobić fotkę, musiałam zdemontować stanowisko  plastyczne MM*. Nie da się niczego przeprowadzić w moim domu bez demolki 
------------
* Mała Marysia

środa, 4 czerwca 2014

W poszukiwaniu straconego czasu
















Robiąc tygodniowy przegląd pasywów i aktywów, nasunął mi się właśnie taki oto tytuł dla środowego spotkania. Może w końcu nie było tragicznie, ale i mało zachwycająco. Potyczki z byle jaką książką, zawalony plan ukończenia chusty, to optymistycznie nie nastraja. Chustę mogłam skończyć swobodnie, "byle jaką książkę" wcześniej cisnąć w kąt i dziś wystąpić środowo w kreacji radosnej. No ale jest jak jest.
Chusta prezentuje się chyba nie tak jak bym chciała, ale w zasadzie nie widziałam jej w całej okazałości, bo tkwi ściśnięta na okrągłym drucie o długości 60 cm, więc jeśli jakieś walory ma, to ich nie widać. Chciałam, żeby była cudna, bo miałam ją dać naszemu TOZowi na aukcję. Zawsze jakieś parę złotych na biednego kota, wszak jak co roku nastąpił ich wysyp. Wiosna przecież i niefrasobliwość ludzka.


No i czytam. Camilla Lackberg - "Kaznodzieja", cz.1; Czarna Seria. Zapowiada się dobrze. Na dzień dobry...zaawansowana ciąża głównej bohaterki, nieproszeni goście (baaardzo uciążliwi), trup całkiem świeży i dwa przeterminowane i gamoniowaty policjant czyli jest tak jak powinno być w dobrej książce. Jak przeczytam opowiem, kto, kogo i dlaczego...  ;);)

wtorek, 3 czerwca 2014

Salon książek odrzuconych - "Sylvia" Emmy Tennant

Chciałam, naprawdę chciałam przeczytać, jak każdą książkę, którą biorę do ręki. Mam zwyczaj kończyć, to co zaczęłam, ale nie w tym przypadku. Książka jest tragiczna, w sensie treści zapewne przede wszystkim, ale i w sensie sposobu pisania. Jak wspominałam wcześniej - styl gęsty od słów, pokręcony, niejasny. Doszłam z trudem do strony 67 i książkę rzuciłam w kąt. Nie wiem, czy autorce zależało na przekazaniu jakichkolwiek treści, czy przede wszystkim na pokazaniu siebie: "Oto ja, cała ja", wielka i wspaniała. Autorka zamiast pisarstwa uprawia ekwilibrystykę słowną, co bardziej kojarzy się z cyrkiem niż literatura piękną. Nigdy nie zdarzyło mi się porzucić autora w pół zdania, bo zawsze coś w książkach znajdowałam. Tym razem - wydumany bełkot. Szkoda, bo Sylvia Plath zasługuje na coś lepszego. Książki nie polecam.