sobota, 26 lipca 2014

Przeczytałam książkę

Przeczytałam jakiś czas temu, chyba nawet wspominałam, ale dziś zmobilizowałam się i wrzuciłam słów parę na blogu 52 tygodnie czytania. Powiem, że autor podoba mi się i szukać będę jego płodów twórczych na rynku wydawniczym. Mało czytelników książki podziela moją opinię, ale w końcu nie o to idzie. Przeczytałam, miałam radochę.

Wolf Haas - Kostucha
Wydawnictwo G+J
Rok wydanie cop 2008

piątek, 25 lipca 2014

Jestem

Chwilowo jestem, bo siedzę na walizkach. Plany trochę uległy zmianie, więc na walizkach siedzieć będę jeszcze dwa dni. Tydzień w ogóle jakiś zwariowany. Nie mogę się skoncentrować myśląc o wyjeździe.
Poza tym miałam problem z kotkami rezydentkami. Stres związany z przybyciem Trusi wywołał u Rysi agresję. Warczy, gryzie. Krecia pod wpływem stresu dostała ataku związanego z nadwrażliwością skóry, wyglądało to strasznie, teraz chowa się w dziwnych miejscach, powiedziałabym w mysich dziurach, ale tak naprawdę porozstawiałam po domu kartony, w których Krecia koczuje przez cały dzień. Trusia musiała odejść do nowego domu tymczasowego i jest mi z tego powodu strasznie przykro. Miałam cichą nadzieję, że zostanie u mnie na stałe, ale nie dało się. Pozostały tylko sympatyczne fotki kociaczka.



Robótkowo zastój. Przymierzałam się do zrobienia niespodzianki dla MM. Chciałam zrobić bardzo fajny sweterek Tater's Cotton Cardi by Marie Grace Smith. Nawet zaczynałam kilka razy, ale pomyłki przy dodawaniu oczek doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Odłożyłam na jakiś czas, może zrobię jeszcze jakieś podejście, bo sweterek bardzo dziewczyński i wart poświęcenia.


A więc w niedzielę wyjeżdżam i pewnie znów nie pojawię się na spotkaniu u Maknety, ale za dwa tygodnie wrócę jak nowa i mam nadzieję, że będę miała się czym pochwalić. 

czwartek, 17 lipca 2014

Z poślizgiem ... środa













Przygniotło mnie życie i nic nie poradzisz. Nie robię nic. W zasadzie nic konkretnego. Sprzątam kuwety, daję kotom jeść, zmieniam wodę - dostają filtrowaną. A potem... No właśnie, nie czytam, nie dłubię na drutach. Z trudem pochowałam nitki w męskim swetrze. Zszyłam pachy - 8 cm, a wydawało się to drogą przez mękę. W każdym razie sweter gotowy, ale jakiś mały się wydaje.

Nie wiedziałam jak ten twór sfotografować, jest zatem kawałek. Wyrafinowany (ha, ha)
Mówiłam, że nie czytam. Czytam, ale kiepsko. Czasem myślę: na grom mi to? Ech, przewala mi się koło legowiska Lackberg, Coben, Grisham i co tam jeszcze. Dziś dokupiłam "Ofiarę losu", parę dni temu w biedronce "Dalej na czterech łapach" - drugi tom autobiografii Sumińskiej. Pierwszego nie mam.
No i obowiązkowo o kotach, a w zasadzie o kocie do adopcji. Tkwi u mnie i ma się dobrze. Byłyśmy z wizytą u weterynarzy: Świetnie, bo dobre warunki. Miło mi i niemiło, bo jestem jedną nogą na wyjeździe, a nie mogę kociczki ani zostawić, ani wziąć ze sobą. Wypada zrezygnować z wyjazdu. Jęknę jeszcze raz: Ech!


sobota, 12 lipca 2014

Po pobycie w spa, kot dobrze się ma

Oczywiście, żadne spa tylko spokojny kąt i kociczka jak nowa. Roboczo nazwana została Trusią, bo przywieziona w klatce siedziała jak mysz pod miotłą, ale kiedy się przekonała, że to wielkie, co do niej przychodzi  (ja), wcale nie jest groźne, a drapanie za uszkiem jest baaardzo przyjemne, zaczęła domagać się dzikim wrzaskiem nowej porcji przyjemności. Rezydentki zdegustowane: Jeszcze nam takiej żaby brakowało! Ale kiedy "żaba" wychynie z łazienki na rękach Pani, patrzą jak zauroczone.

Nie dajesz do kawy cukru?!

Fajna maszyna

Na pierwszym planie gabarytowo wyglądam jak Rysia
A tak w ogóle mam się dobrze.

środa, 9 lipca 2014

Patrzcie dzieci, przybył kot trzeci

Dziś zagościł u mnie "tymczas".  W południe otrzymałam rozpaczliwy telefon: Niech się pani zlituje i weźmie kociaka na przechowanie.
Płakał całą noc w krzaczorach, złapany w klatkę - samołapkę musiał gdzieś się podziać. Ulitowałam się, wzięłam niby na dwa tygodnie, ale jak to naprawdę będzie, tego nie wie nikt. Cóż, dziewczyny z TOZu obłożone nieszczęściami kocimi, na stanie mają po około 20 kotów. Nie ma w pobliżu schronu dla kotów, więc ...




Kociczka na razie w klatce-izolatce, okupuje łazienkę. Jutro wizyta u weterynarzy, bo maluch ma skaleczony nosek i łzawiące oczko. Pewnie koci katar, więc interwencja medyczna konieczna. Rysia nic sobie nie robi z małego intruza. Pełna ignorancja, za to Krecia warczy na cały świat. Musi się przyzwyczaić, że co jakiś czas trafia się "tymczas" i nic nie poradzisz. Oby znalazła dom i odpowiedzialnych opiekunów.

Środa. Tym razem na gorąco...















Nie mogę wyjechać, gotuję się razem z kotami w blokowisku. Koty padają plackiem na gołej posadce i przesypiają całe dnie. Od czasu do czasu słyszę tupot i wrzask: Tylko mnie rusz! (  oczywiście, w wolnym tłumaczeniu ), a potem znów zapada cisza.

Tylko mnie rusz!


 Na gołej glebie.

Od niedzieli nie robię nic. Robótki kleją się do rąk, ważą tonę. Bolą mnie nadgarstki od "facetowego swetra". Jestem przy dekolcie, więc na jednym drucie trzeba dźwigać całość. Jeszcze plisa. Musiałam sweter zmodernizować, dekolt był tak wielki, że można było sweter zdejmować dołem, przez biodra. Nie wiem, jaki będzie ostateczny efekt, ale na razie leży i czeka. Nie wiem, czy nie na prucie.

A w czytaniu? Coś tam, coś tam. Skończyłam "Kostuchę" Haasa. Zapewniam Was, że po lekturze tejże od dziś nie jadam w lokalach panierowanego mięsa. Może w ogóle przejdę na wegetarianizm?
Zaczęłam oczywiście kolejną książkę - Camilla Lackberg "Kamieniarz". Zaczyna się wrednie, cóż poradzić, jeśli rzuciłam się na kryminały. Jeśli chce się "słodkości" to trzeba przerzucić się na Steel. Nawet się zastanawiam nad jakąś taką lektur z serduszkami. Taki żart. Tak!

I jeszcze raz koty. Sprezntowałam  zwierzakom poduszki biedronkowe. Rysia zadowolona, Krecia omija szerokim łukiem. Nie, to nie. Płakać nie będę.



środa, 2 lipca 2014

Na niepogodę .... Środa

W zasadzie rozpogadza się, choć zdążyło delikatnie kropnąć. Odkąd podpięłam się pod "maknetowe szaleństwa środowe", czas pędzi jak szalony, a miesiące składają się z samych śród. Ale to dobrze, bo częściej dłubię na drutach czy szydełku. Ostatnio borykam się ze swetrem dla faceta. Tu pierwowzór.



Dwa tygodnie temu pokazywałam początek moich poczynań. Trochę podgoniłam, ale w zasadzie mogłam ten sweter już jakiś czas temu skończyć, ale ... Marudzić nie będę, bo może kiedyś skończę. Rrobię drugi rękaw i będę sweter łączyć w całość. Sweter konstrukcyjnie postawiony na głowie ( znaczy - karkołomny ). Robiony jest na okrągło do pach, to samo z rękawami, a potem robione wszystko razem na okrągło ze spuszczaniem oczek na raglan. Golfu chyba nie będzie, ale o tym jeszcze zadecyduje końcówka robótki, a w zasadzie adresat na siłę uszczęśliwiony.

Tu rękaw, ale wyglądający nieco dziwacznie, bo ściągacz wzdłuż rękawa ma być w tym miejscu, gdzie zazwyczaj klasycznie występuje szew. Może to i dziwne ale i niebanalne.Ściągacze będzie widać, kiedy facet usłyszy i wykona polecenie: Stać! Ręce do góry! Troche kryminalnie to zabrzmiało, ale jak zawsze w kryminałach siedzę. Tym razem kryminał Austriaka Wolfa Haasa "Kostucha". Tylko co zaczęłam, więc dużo nie opowiem. Powiem tylko, że jest śmieszno i straszno. W smażalni kurczaków zostają znalezione kości ludzkie. Co wy na to? Wprawdzie trudno nie odróżnić szczątków kurczaka od szczątków człowieka, ale ciarki chodzą po plecach. Ale nie taki diabeł straszny, bo autor ma poczucie humoru, którym raczy czytelnika, więc więcej śmiechu niż strachu, ale kurczaków w Austrii nie polecam. Jak przeczytam, opowiem: kto, kogo i dlaczego. Obiecuję ;)