sobota, 29 sierpnia 2015

Przymiarki

Znamy takie przymiarki: do zakupu czegoś ekstra, do remontu, do robótkowego projektu czy do książki. Moja dzisiejsza przymiarka dotyczy książki. Książki Marii Rodziewiczówny, autorki, która  na pewno ma swoich fanów i jest ogółowi znana. Tak się złożyło, że nie czytałam żadnej z Jej książek, ale postanowiłam nadrobić zaległości. Z jakiej przyczyny? Ano jakoś tak po głowie zaczął mi chodzić "upiorny staruszek". Ki diabeł? Tytuł to, wierszyk, piosenka? Przeszukiwanie internetu doprowadziło mnie do Wolnych Lektur i Marii Rodziewiczówny. "Upiorny staruszek" okazał się być tylko "Strasznym dziaduniem", co mnie raczej rozczarowało, ale zaintrygował cytat widniejący na stronie z książką.


"Miałem wtedy lat czternaście, zostałem sam. Pochowałem matkę i przysięgłem na jej grobie dawać sobie radę sam na świecie i prędzej zemrzeć z głodu niż poprosić o pomoc dziadunia."

Skąd taka desperacja? Co się musiało wydarzyć, że wnusio podjął takie postanowienie? Może straszny dziadunio był raczej upiornym dziadkiem. Jak się dowiem, to opowiem.
Swoją drogą, jak ktoś lubi starocie ( klasykę - chciałam rzec ) to do wyboru do koloru jej na Wolnych Lekturach.






piątek, 28 sierpnia 2015

Środa - 92

Jak widać, ani środa, ani 92. Jak zawsze się spóźniam. Nie brałam też tyle razy udziału w spotkaniach u Magdy, ale w swoich rozliczeniach się pogubiłam. Liczba spotkań WDiC imponująca, więc z podziwem ją zamieściłam u siebie.
Dobrze byłoby w tym czasie przeczytać 92 książki i pochwalić się 92 projektami.  No niestety, nie jest tak jakby się chciało.

Dziś nie mam się czym pochwalić, bo robótka zaczęta dawno, swoje odleżała i robię ją raczej bez przekonania.  Do końca zostało jednak niewiele i szkoda by ją porzucić. W czytaniu - leciutko. Monika Szwaja "Powtórka z morderstwa".  W słuchawkach - "Złap mnie, jeśli potrafisz". Czyli bez większych zmian. "Powtórka..."  zabawna ma być, ale jakoś ostatnio mało mnie co bawi. Stąd może mało zawrotne tempo czytania.





I na koniec fotka z kwiatkami. Lubię je mieć w wazonie, ale lubi je także Krecia. Podgryza je z zapałem, kiedy tylko spuszczę ją z oczu. Każdy chce mieć swoje przyjemności ;)

piątek, 21 sierpnia 2015

Spóźniona


Mocno spóźniona i zupełnie na wpis nieprzygotowana. Ostatnimi czasy lenistwo mnie ogarnęło wszechwładnie. Powolnie dłubię kocyk i zastanawiam się, czy nie wziąć się za zaległą chustę. Chusta kiedyś zaczęta, niezliczoną ilość prezentowana i do dziś nieskończona. Gdybym skończyła, mogłabym dołączyć ją do wyzwania "12 chust" w sierpniowej edycji. To już koniec sierpnia ?!

Ta właśnie chusta
i ten właśnie kocyk

Stan z lipca, niewiele przybyło, ale powiedzmy jedną trzecią mam. Muszę powiedzieć, że włóczka bardzo przyjemna w robocie, zastanawiałam się nad letnią bluzeczką, choć lato ma się ku końcowi. Jak wcześniej pisałam to etamin z Yarn Art. I tak oto nawet fotek nowych nie zrobiłam. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu zademonstruję coś nowego ( optymistka! )

Za to z czytaniem, jak na razie, nie najgorzej. Po lipcowym zastoju, sierpień mocno czytelniczy. Lektury trochę dziwaczne - od Sasa do Lasa, ale jakoś tak się złożyło. Kraszewskiego wbrew pozorom czyta się doskonale, cudny archaiczny język. Po "Luboniach" usiłowałam czytać jedną ze współczesnych autorek. Ze swoim językiem, który określa dobrze termin staccato, pełnym równoważników i zdań prostych, była dla mnie nie do przejścia. Nazwiska nie podam, bo może tylko po Kraszewskim jest niestrawna? Powiem, za jakiś czas. By nie przesycić się Kraszewskim, w słuchawkach powieść "Złap mnie, jeśli potrafisz". Kiedyś widziałam film dokumentalny, nie ten oparty na faktach Stevena Spielberga. Powiem, że wkurza mnie książka, bo napisana tak, jakby Frank Abagnale był co najmniej Arsenem Lupinem. Dla mnie to zwykły kanciarz, który wyłudził ponad 2 mln dolarów we wszystkich stanach Ameryki. Ale słucham. Skoro zaczęłam.



No i czytam równolegle "Alicję w Krainie Czarów". Książka miejscami makabryczna. Makabreska dla oseska. Nie wiem, czy młode mamy czytają tę książkę swoim dzieciom?

Ot, choćby taki wierszyk:

Pan Lew był raz chory i leżał w łóżeczku
Więc przyszedł pan doktor :
- Jak się masz koteczku?
- Niedobrze, lecz teraz na obiad jest pora -
rzekł Lew rozżalony i pożarł doktora.

Chociaż, kiedy słyszę od Zołzika "Chodź, poopowiadamy głupoty", to myślę, że pełna absurdów "Alicja" przypadłaby dziecięciu do gustu. Na życzenie Zołzika czasem tworzę słodkie horrorki:
"Tak się obaliła, że aż nos zgubiła"
Zołzik płacze ze śmiechu, więc jak widać, co komu.
Pewnie jako dziecko bałabym się okrutnie. Do dziś mam złe wspomnienia związane z "Pinokiem".  Panicznie przerażał mnie kot i lis, którzy to wpuszczali Pionokia w maliny.

Co dalej będzie czytane? Levis Carroll? Chyba nie mam ochoty, ale wybór mam trudny, bo podręczny księgozbiór wciąż rośne, a na rynku nowa seria - literatura rosyjska.





 Syllogomania?

środa, 12 sierpnia 2015

Zupka chińska z Radomia czyli obiady środowe u Maknety


Co robić, kiedy upał ponad trzydzieści? Nic. Ani jeść, ani spać, ani gotować tym bardziej. Zakupy też odpadają. Ciężko, gorąco. Musiałam jednak wyjść. Wpadłam na pomysł, by poszukać pewnego wynalazku - chłodnik w kubełku. Nie było, a że jeść trzeba, no to inny  genialny wynalazek - zupka chińska z Radomia, która zupką z Radomia akurat nie była. Pominę nazwę miejscowości, ale żeby złagodzić wyrzuty sumienia spowodowane wygodnictwem, kupiłam zupkę wegetariańską.  Wegetarianizm mnie zaskoczył totalnie, bo polegał na tym, że dodatki w postaci suszu i cieczy bezbarwnej, ani na jotę nie zmieniły smaku przegotowanej wody. Czyli wegetarianizm całą gębą.  Postanowiłam zaostrzyć nieco doznania smakowe z wegetariańskim zacięciem, ma się rozumieć.  Sos sojowy, sól himalajska i kapelka oliwy z oliwek z dodatkiem chili, no i  prozaiczny czarny pieprz. Zjeść się dało, ale jak mawia moje dziecię : d... nie urywa. Cóż mogę powiedzieć na zakończenie kulinarnego wątku? Może warto poczekać trochę, bo Polacy wymyślili chiński nie-chiński makaron, który wystarczy zalać zimną wodą. Wtedy będziemy mieli chiński chłodnik, który, jak znalazł, na upalne lato. Na dodatek wegetariański, bo raczej kury w zimnej wodzie nie doprowadzimy do stanu zjadiwości.

Chyba się zapędziłam, bo wpis miał być książkowo-robótkowy. Środa wszak.
No więc, jak rzekłam upał, co można robić w upał? Nic. Ani jeść, ani spać, ani gotować tym bardziej. Ani robótkować, no chyba że czytać. Powtarzam się? To wszystko przez ten upał. Robótkę pokazywałam: pledzik dla Zośki. "Yarn Art Etamin, kolory nr 421 - biały, 449 - szary, 451 - róż i już."

 Leniwie pokazuję fotkę zrobioną dwa posty temu

A teraz się pochwalę.Czytanie idzie mi zupełnie nieźle. Skończyłam "Miłość przez małe m", zaczęłam ebooka: J.J.Kraszewski "Lubonie". Akcja toczy się sennie. To czasy przedchrześcijańskie, kiedy nowa religia jawi się jako coś groźnego, strasznego. Kiedyś obiecałam sobie, że przeczytam cały cykl historyczny, a utknęłam po "Starej baśni".  Książki Kraszewskiego dostępne są w wielu księgarniach za darmo, czytam więc darmowego ebooka. Czy będzie następny Kraszewski? Nie wiem, ale ten tom czyta mi się całkiem dobrze. W zanadrzu też chowam biografię Kraszewskiego "Tytan pracy". Pewnie będzie jeszcze musiała poczekać.

wtorek, 11 sierpnia 2015

Panna Marple też robi na drutach

Kiedy pochwaliłam się w jednym z wpisów, że czytam kryminał Agathy Christie z panną Marple, Anka480 zapytała mnie, czy w książkach panna Marple też robi na drutach. Odpowiadam: Robi. Może nie dosłownie, bo zazwyczaj robótkę odkłada. Na potwierdzenie parę cytatów z powieści "4.50 z Paddington"


"Starsza pani odłożyła robótkę i wzięła Timesa z na wpół rozwiązaną krzyżówką" - s.124

"Chodziła po pokoju z kąta w kąt to dotykając porcelanowego pieska, to znów pokrowca na oparciu krzesła, wreszcie pudełka na robótkę na oknie" - s.173

"Panna Marple odłożyła robótkę na kolana i zapatrzyła się przed siebie" - s. 173

Nie wiadomo, co takiego dziergała panna Marple. Może szale i chusty? Skąd takie przypuszczenie? A stąd:

"...do pokoju weszła panna Marple, bardzo rozświergotana i otoczona wirem chust, szali i szalików" jak mniemam własnej roboty. Jeśli moja dedukcja jest poprawna, to śmiało można zaproponować pannie Marple udział w zabawie 12 chust i szali w jeden rok u Maknety

I przy okazji moja chusta na lipiec.


 I tak to panna Marple zmobilizowała mnie do zaprezentowania chusty poczynionej w lipcu ;)

niedziela, 9 sierpnia 2015

Książkowo...

Magdalena proponuje kolejną zabawę, tym razem książkową:

Zasady:
1. Otwórz ostatnio czytaną książkę na dowolnej stronie.
2. Wybierz 3 zdania, które mogą zachęcić, ale nie będą zdradzały zbyt wiele.
3. Oczywiście podaj tytuł książki i autora.*

Książkę zaczęłam czytać dziś. Jest upał, nie mam ochoty na wychodzenie z domu, więc czytam. Czytam przy włączonym wentylatorze, który nie zastąpi podmuchów znad jeziora ani bryzy morskiej, ale pozwala przetrwać upały. Inne zdanie ma moja kociarnia. Co za wariat w domu buczy? Koty, zaszyte po kątach, schodzą z drogi piekielnej maszynie. A książka? Kocia. Kot wprawdzie jest tylko pretekstem do opowieści o literaturze, filmie, muzyce...


Francesc Miralles - Miłość przez małe m
Wydawnictwo Nasza Księgarnia 2010


   "Sądzę, że to miłosne listy Kafki wprowadziły mnie w romantyczny nastrój, bo po skończeniu zajęć postanowiłem odwiedzić miejsce zbrodni. 
   Była pierwsza po południu, taka sama, jak w dniu spotkania, a tamto skrzyżowanie znajdowało się o pięć minut drogi od uniwersytetu. Musiałem tylko przeciąć plac i wejść w ulicę Pelayo." **

------------------------------
** Francesc Miralles, Miłość przez małe m, Nasza Księgarnia, 2010, s. 65



sobota, 8 sierpnia 2015

A życie toczy się dalej


 Powoli popadam w niebyt. W sensie blogowym. Blogi bowiem odłogiem leżą, a mnie wciąż chęci do jakiejkolwiek działalności brak. Wina rozbicia psychicznego? Tak to czasem jest, kiedy stajesz na głowie, by spełnić czyjeś oczekiwania, zapewnić jakiś komfort trwania, a tu... Wydawałoby się, że wystarczy wyjechać na kilka dni, ale wyjazd nie gwarantuje likwidacji natłoku myśli i problemów tkwiących z tyłu głowy. Dziś znów czeka mnie próba sił.
Wyjechałam, wróciłam i zerkam na porzucone bagaże. Pewnie nigdy się do końca nie rozpakuję. W szafie nierozpakowany tobół z wyjazdu czerwcowego. Podczas mojej nieobecności umarła moja "koleżanka". Piszę w cudzysłowie, bo różnił nas dość zdecydowanie wiek. Miała ponad siedemdziesiątkę, zdecydowanie ponad... Nic nie zapowiadało, że odejdzie. Pełna werwy, dosadna w komentarzach. Potrafiła stawiać do pionu, dowcipnie, z domieszką ironii. Kiedy przechodzę koło jej klatki schodowej, zerkam w okna na pierwszym piętrze. Nawyk, którego się pewnie szybko się nie pozbędę. Życie...

Ulubione legowisko Kreci

A więc wróciłam. Niezadowolona, z pytaniem: po co mi to było. Wyjechałam spakowana na wariata. Bez piżamy, bez cieplejszych rzeczy ( na szczęście żar lał się z nieba), bez podstawowych kosmetyków. Ale za to laptop, tablet i smartfon masz - zauważyło dziecię. O tym nie zapominam. Laptop konieczny do zamieszczania ogłoszeń dotyczących adopcji kotów, telefon do odbierania ofert ewentualnych chętnych na "zakocenie", tablet z lekturami, bo coś czytać trzeba. Bez tego podstawowego zestawu ani rusz. W końcu piżamę i pastę do zębów mogłaś zamówić przez allegro - dowcipkuje druga latorośl. Jakoś się obeszło, dziś w każdym zakątku można się obkupić bez najmniejszego problemu. Po powrocie do domu nie omieszkałam ruszyć w poszukiwaniu książek, które mi umknęły. W zakupach książkowych nic nie jest w stanie mi przeszkodzić.

Dokupiłam trzeci tom - "Jedno słowo"
i
"Pana Samochodzika"


No więc wróciłam. Z robótką, która tkwiła w torbie przez cały czas pobytu na wsi. Nieruszona.
Ale czytałam, z tym nie miałam problemu. Wprawdzie nie były to lektury z najwyższej półki, ale czytało się dobrze, a o cóż więcej może chodzić? Zaliczyłam tom z serii Książek o Miłości Nory Roberts i kolejny tom Sagi o Ludziach Lodu, by przerzucić się na Agatę Christie. "4.50 z Paddington". Kryminał bez Poirota, którego serdecznie nie znoszę. Jest za to moja ulubiona starsza pani Marple. Po tej lekturze obowiązkowo trzeba przeczytać powieść Moniki Szwai "Gosposia do wszystkiego" Ja akurat czytałam wcześniej, ale zalecam kolejność - najpierw Christie, potem Szwaja.

 Kolejny kocyk dla Zośki na specjalne zamówienie.
Yarn Art Etamin, kolory nr 421 - biały, 449 - szary, 451 - róż i już.

I cóż? Życie toczy się dalej...