wtorek, 27 lipca 2010

Wakacyjny dziennik pokładowy - cztery

Od wczoraj Tymon zachowuje się dziwnie, nie chce wychodzić na podwórko, stara się schodzić z oczu wszystkim bez wyjątku.  Zagadywanie i obmacywanie dowiodło, że: Coś mi dolega. 
Nie daje  dotknąć grzbietu, broni się zębami i pazurami. Może popadł w niełaskę psów a może zapędził się na cudzą posesję i dobitnie mu tę wizytę wyperswadowano? Na razie je, chodzi, ale  wdrapywanie się na kanapę  sprawia mu trudność. Obserwuję z niepokojem, gołym okiem widać, że jest obolały. 




Zakładki - uwielbiam używać jako zakładki do książki metek od ciuchów, ulotek reklamowych, tasiemek, sznureczków. Rzadko zdarza mi się używać zakładek w całym tego słowa znaczeniu. Czasem zakładkę udaje długopis, telefon komórkowy, łyżeczka. Poniżej - metka od okularów słonecznych w "Kuchni Franceski"


Fotki z : 19.07.2010

4 komentarze:

  1. Hehe a myślałam że tylko ja tak mam że zakładam czytany moment w książce tym co pod ręką - ostatnio nawet wkrętami do drewna i śliniakiem mojego syna. A niektóre metki odzieżowe to nawet specjalnie sobie odkładam pod kątem użycia ich jako zakładek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja miałam kiedyś nienajlepszy zwyczaj zakładania książek kartami płatniczymi. Łatwo się domyślić, o jaki stres potrafiło to czasem przyprawić ;].
    A kocierza wzięłabym do weta.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też bym wzięła kota do weta. Nawet jeśli to tylko stłuczenie, to nie będziesz się martwić, że może mu być coś więcej. Bidulek...

    Też zakładam książki czym popadnie, ale śliniaka jeszcze nie testowałam.
    Pozdrawiam. Jagoda

    OdpowiedzUsuń
  4. zakładki - zainspirowałaś mnie i coś o nich naskrobałam u siebie, zapraszam :)
    Ag

    OdpowiedzUsuń