Ruszyć z miejsca to , co stoi lata całe niewzruszenie, mówię tu o meblach zapakowanych różnym dobrem po sufit, to jak "ruszyć z posad bryłę świata", że zacytuję Międzynarodówkę, wielki przebój niechlubnych czasów. Więc z posad ruszyłam i dojść do stanu, który zwie się względnym porządkiem, nie mogę. W prawdzie na chorobę "zbieractwa'" nie cierpię, ale już teraz nie dziwi mnie, kiedy oglądając namiętnie "Perfekcyjną panią domu" padałam na twarz z radości, że pod chałupą, którą to wzięto na warsztat "odgruziania", stawiano wielgaśny kontener na rzeczy zbędne. Myślę, że i ja taki kontener też bym zapełniła. Książki, płyty, jakieś zapomniane kawałki materiału, milion kłębuszków o średnicy do max 4 cm, wstążeczki, gumki, suwaki, guziki, garnki, garnuszki, garneczki, trzy kubki z piętnastu kompletów. O, i talerzyki (skąd ja to u cholery mam?) Aaaa, i ciuchy no przecież, bo może kiedyś... I kamienie zbierałam? Od dziś - obiecuję sobie, dzielę mieszkanie na tzw sektory porządkowe i zaglądam pod kątem: co by tu jeszcze wywalić? I przy każdej galopadzie po sklepach pytanie: PO CO JA TU PRZYLAZŁAM?. I odpowiedź natychmiastowa: Przecież niczego nie potrzebuję, dobra wszelkiego ci u mnie dostatek. Przecież nie wezmę dwóch mieczy, skoro mam zapas całkiem dobrych. Co ja? Jagiełło jestem?
Trwa więc selekcja. A trwać musi, bo z rozmysłem meble wymieniłam na mniejsze, mniej pojemne. Hmmm i po co mi to było? :-))
I Ewusiu ( do dziecięcia mówię ) Micholca-skarbonkę na śmietnik poniosłam, z brzeżku postawiłam, to może jakiś szczęśliwy znalazca go przygarnie i może nawet się ucieszy? . No bo po co nam taki wielgaśny micholec ( około 50 cm wzrostu), nie zdążymy go zapełnić drobniakami do 2012 roku. Obciachowo będzie, kiedy wprowadzą euro a my z workiem drobnicy do banku będziemy dybać i za wnętrze misiaka ze trzy "ojro" dostaniemy.
Nie gniewasz się?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz