Na szczęście, bo od dziś mogę chorować do woli. Przez ostatni tydzień udawałam, że jest prawie ok. Dzieci śmiechy sobie wyczyniały, że matka pod Lidlem z samochodu na kolanach się wyczołgiwała. Aż tak źle nie było, ale dziś wolałam do lekarzy pieszo niż taksówką, bo bałam się obciachu przy wyczołgiwaniu się z pojazdu. Dotarłam bez przygód - przebadano, przepisano środki pomocne w odzyskaniu sprawności. Połknęłam pierwszą dawkę i stwierdziłam, że nieuleczalne to u mnie tylko kretyństwo. Bóle utrudniające poruszanie się i zmiany pozycji po pierwszym prochu - ledwo wyczuwalne. A ja dwa tygodnie jęcząca, bo wizytę u służby zdrowia na po świętach odłożyłam. Nawet robótkowo dziś sobie poczynałam. Skończone fronty Central Park- lewy i prawy, nawet zblokowane. Jutro kaptur i plisa, może zszywanie. Planuję następny Central, włóczka z odzysku moherowata, perłowo szara. Dostałam w prezencie od znajomej bliźniak robiony na zamówienie, który okazał się niewypałem i nikt go nie chciał. Ja dostałam go do ponownego przerobu. Przerobić go ponownie - pół biedy, spruć - cała bieda. Wiemy przecież, jak moherowe kłaczki utrudniają życie.
Tu kawałki spodniej części bliźniaka:
Wierzchnia część służy na razie za poduchę:
A ja jestem nie-na-temat. Siedzę i czekam, kiedy pani spuści mnie z oczu, bym mogła pożreć kolejny listek palemki.
Nie wolno chorować, trzeba dziergać ;)
OdpowiedzUsuńA poważnie, to zdrowiej szybko!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOj ja tez unikam sluzby zdrowia, normalnie mam z tym problem, ale coz nie umiem tego poskromic...życze zdrowka i czasu na robotkowanie bo ladny kolorek tej wloczki do sprucia...
OdpowiedzUsuńNie poddawaj się, albo z drugiej strony, po prostu sobie odpocznij.
OdpowiedzUsuńZdrowia życzę.