Od kilku dni usiłuję się poskładać. Idzie mi już całkiem dobrze. A zaczęło sie od choroby kociczki. Miał być zabieg standardowy. W prawdzie na jamie brzusznej , ale miało być ok. Kociczkę zawiozłam rano, miałam odebrać koło 14tej po telefonie z lecznicy. Niestety, czas odbioru się odwlekał, a kiedy pojechałam po kotkę, usłyszałam, że było poważniej niż przypuszczano. W każdym razie wiadomość zwaliła mnie z nóg. Kota już w domu, obchodzę się z nią jak z jajkiem, pilnuję, by nie napadł na nią Tymon - mój kocur, dogadzam z jedzonkiem i już teraz mogę się śmiać, kiedy usiłuje chodzić, a wygląda to mniej więcej tak :-))
Najbardziej unieszczęśliwia ją kaftanik, którego nijak pozbyć się nie może. Kocurka na fotce wyglada dramatycznie, ale tylko wyglada, bo to tylko prezentacja znienawidzonego wdzianka.
Koty nie spuszczam z oka, a i ona mnie też pilnuje. Więc siedzę i usiłuje w międzyczasie coś udłubać. Phildarowy sweterk odłożyłam, bo trzeba uważać i myśleć, a wzięłam sie za głupawkę - gładko, prosto, bezmyślnie z nitek z odzysku, kupionych kiedyś na allegro.
Zbliża się długi weekend, miałam z kotami jechać na wieś. Niestety, będę musiała zostać w domu, by ograniczyć kotce swobodę ruchu.
Trzymam kciuki za szybkie i całkowite wyzdrowienie koty. Wiem, jak to jest z taką futrzastą istotą wciśniętą w zielony kubrak i z plączącymi się łapkami.
OdpowiedzUsuńBiedna kota! Bardzo proszę o pogłaskanie jej w moim imieniu :) Nasz kocur znowu sobie poszedł w tango - my się martwimy, a on pewno świetnie się bawi :/
OdpowiedzUsuńA co będzie z włóczki z odzysku?