Ludzie listy piszą - śpiewali kiedyś Skaldowie. Dziś chyba nikt tego nie robi ( chodzi oczywiście o pisanie listów), a jeśli to rzadko. Ostatni swój list popełniłam lat temu pięć i był to list na konkurs. Prawda miesza się z fikcją. Konkurs wygrałam, z listu byłam dumna. Dziś - już niekoniecznie...
Zaczynam od czwórki, ale lepiej późno niż jeszcze później, o czym z całą stanowczością zapewniam ;)
Wieś Mazurska 13.08.2010
Witaj Ewutko,
dawno się nie odzywałam, prawda?
Wiem, co myślisz o mnie, ale ja się i
tak nie gniewam. Powinnam coś napisać na swoje usprawiedliwienie i
od razu na myśl mi przychodzi ten pan Słowik, który spóźniony
zjawia się na kolacji. Pamiętasz, jak to szło?
Nagle zjawia się pan Słowik,
poświstuje, skacze...
Gdzieś ty latał? Gdzieś ty fruwał?
Przecież ja tu płaczę!
A pan Słowik słodko ćwierka:
„Wybacz, moje złoto,
Ale wieczór taki piękny, że szedłem
piechotą!”
I ja
mam tu na Mazurach i dnie piękne i wieczory piękne i stertę
książek pięknych. Twój brat, kiedy dźwigał moje bagaże, jęczał
przejmująco: O mamucie kochany, co ty tu masz, kamienie? Tak, na
szaniec - odpowiadam. Nie prościej się okopać? - ripostuje.
A te
„kamienie”, to wiesz, zaległości książkowe z całego roku i
wakacje to jedyny czas, kiedy beztrosko, bez wyrzutów sumienia na
czytanie mogę przeznaczyć. Co innego planowałam wziąć, co innego
wzięłam i co innego czytam, bo ostatnia wyprawa do miasteczka
zakończyła się zakupem nowych „kamieni” - trzy książki
Katarzyny Enerlich, wiesz, że mieszka w Mrągowie? Zawsze sobie
wyobrażałam, jakoś tak głupio, że pisarze to mieszkają w
Gdańsku, Warszawie a tu, popatrz, Mrągowo. No i z tej księgarni
mrągowskiej właśnie przywlokłam „Prowincję pełną marzeń”,
„Prowincję pełną gwiazd” i „Dom w czas zaklęty”. I
jeszcze coś – nie mogłam się powstrzymać, kiedy zobaczyłam
książkę z kotem na okładce, z czarnym kotem. I wtedy przypomniała
mi się nasza kociczka, co to po łąkach niebieskich biega i bez
namysłu sięgnęłam po Homera, ukradkiem łzę roniąc. „Odyseja
kota imieniem Homer” tak brzmi pełny tytuł. Autorka Gwen Cooper -
kociara straszna, trzy koty na stanie, w tym bohater główny –
kot Homer. Niewidomy kot, wyobrażasz sobie? NIE-WI-DO-MY. W domu
rzuciłam się do książki no i … rozczarowanie. Nudnawo, ale
wiesz, wyznaję zasadę: zaczęłaś – skończ. I chwała Bogu,
akcja zaczęła się rozkręcać, koty choć zwykłe, okazały się
nieziemskie, a i mieszkające na Manhattanie w czasach tak
tragicznych dla Ameryki. World Trade Center. Nie będę się
rozwodzić, siedziałam, czytałam, ryczałam jak bóbr. Ryczałam i
wściekałam się na siebie – nie rycz! Ale jak mogłam nie ryczeć,
przeżywając na nowo ten straszny dzień 11 września 2001 roku i
dodatkowo strach o te koty, które to same zostały na Manhattanie w
zamkniętej strefie, same w mieszkaniu, przerażone. Wszystko
skończyło się dobrze, koty ocalały, nic się im nie stało. Ale
wiesz, ja kociara po przejściach, zesmuciłam się okrutnie, bo
Homer... E, nie - więcej Ci nie opowiem, poczytasz sama , warto.
Mam
jednak do Ciebie prośbę, powiedz mi, co mam przeczytać, by się
odstresować, rozerwać, pośmiać. Tylko nie mów mi, że Szwejk
czytany na wyrywki zdziała cuda.
Ściskam
Cię serdecznie, zobaczymy się za tydzień i mam nadzieję, że znów
pomkniemy po księgarniach, no i oczywiście przywiozę Ci „Odyseję
kota...”
Twój Mamut
Zaczynam od czwórki, ale lepiej późno niż jeszcze później, o czym z całą stanowczością zapewniam ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPiękny i taki od serca napisałaś ten list. Masz niezwykły dar przelewania myśli, poza tym masz dobre serce, bo dbasz o bezdomne zwierzęta. Takich ludzi jest mało. Doceniam i podziwiam Cię jako niwezykle intelektualną i wrażliwą osobę.
OdpowiedzUsuńAż się zawstydziłam. Tyle pochwał. Dziękuję.
UsuńPiękny ten list ;) I udało Ci się upiec od razu dwie pieczenie na jednym ogniu ;)
OdpowiedzUsuńDzięki ;)
UsuńPoruszający i piękny list...
OdpowiedzUsuń