piątek, 17 grudnia 2010

Uczymy się

Nic odkrywczego, kiedy powiem, że uczymy się całe życie. Naszło mnie na takie filozofowanie po poście przeczytanym u Truscaveczki, a w zasadzie  wpisie na facebooku. Dziś akurat mam kiepski dzień na rozgryzanie niuansów oczkowych, ba, na wgapianie się w fotki - skądinąd wyraźne. Robię - jak to zdążyłam doczytać na jakimś forum - po heretycku. Robi mi się całkiem dobrze i niczego zmieniać nie będę, choć we wszystkich opisach mojego sposobu robienia nie uwzględniają. Nie wiem, jak się robić na drutach nauczyłam? Chyba w szkole, bo kiedyś był przedmiot "prace ręczne" z podziałem na zainteresowania męskie bądź damskie. Chłopaki "młotkowali", a dziewczęta różne takie robótki ręczne: druty, szydełko, wyszywanie i szycie nawet. Nie powiem, że tam mnie wszystkiego nauczyli, ale nabierania oczek i przerabiania na prawo - owszem, czyli podstawy miałam. Potem doszło to oczko lewe, ale nie mogłam dojść, jak które wygląda, a to z winy ściegu francuskiego. Bo wiadomo - robisz cały czas na prawo, a wygląda jak same lewe (prawie). Nic dziwnego, że moja znajoma robiła francuza samymi oczkami lewymi. Kiedy zapytałam, dlaczego akurat tak, to odpowiedziała, że samymi prawymi, byłyby dzianina gładka. Z dwoch stron? - pytam. No tak! - odpowiada. Kiedy spróbowała i okazło sie, że jednak nie jest gładko, była, że tak powiem, zszokowana. Ale do dziś robi ścieg "same prawe" - samymi lewymi..

Dziś mało co mnie dziwi, staram się podpatrywać nowe techniki, ale zanim do czegoś dojrzeję, musi to trwać. Nauczyłam się w końcu magic loopa, choć najchętniej posługuję się w robótkach na okrągło metodą tradycyjną czyli pięć drutów. Odkąd pojawiły się aluminiowe, a potem plastkowe, a w końcu bambusy, nie ma problemu z wypadaniu ciężkich drutów metalowych z robótki. Jednak jeden problem pozostał. Druty skarpetkowe są krotkie i nijak na nich robić np komin, chyba że robótkę rozłożyć na dwa komplety tychże.
Zatem, kiedy rodzina zaczęła się domagać szali-kominów, rad-niewola musiałam przejść na druty z żyłką i stopniowo, stopniowo, klnąc na żyłkowe pętle prowokujące koty - robię magic loopem, choć przy dużej ilości oczek trudno mówic o typowym magic loopie.

4 komentarze:

  1. Ja do dzisiaj nie wiem jak robię na drutach: po heretycku czy jak trzeba ;)
    Ze zdjęć tego nie odczytałam - chyba jakaś niegramotna jestem ;)
    Ale szydełko też trzymam inaczej niż dziewczyny z Ameryki czy Azji widziane na filmikach na YOU TUBIE :)
    I przyzwyczajenie chyba zwycięża - trudno oduczyć się tego, co utrwalałam przez lata!

    OdpowiedzUsuń
  2. Się nie przejmujcie, kobitki! ja też robię nie tak, jak trzeba, trzymam szydełko i druty (te w szczególności) nie tak, jak trzeba, a jednak coś z tego wychodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Liczy się efekt, a nie trzymanie...
    A niech sobie każdy trzyma jak chce i umie, bo niby dlaczego tzw. sposób heretycki ma być zły? A cały ten magic loop - to zwyczajnie po polsku na okragło i tyle. Całe życie robiłam "na okrągło" czy to na trzech, czterech czy pięciu drutach skarpetkowo-rękawiczkowych, na jednym czy dwóch z żyłką. Tyle, że te nowoczesne knit pro czy inne jakieś knit piksy dzianie tą techniką ułatwiają, bo nie mają koszmarnie twardych żyłek, jak kiedyś polskoludowe druty z żyłką taką, jak do kosiarki, która zawsze sztywna, szybko się odłamywała od aluminiowych końcówek (ileż to takich drutowych inwalidów wyrzuciłam do śmieci!)
    A ja dalej będę robić NA OKRĄGŁO. I koniec.

    OdpowiedzUsuń
  4. O proszę! A myślałam, że jedynie moje koty czekaja aż wemę do rąk druty z żyłką. Ręce mam dwie, żyłka jedna a koty cztery ... Ciężko cos zrobic do końca. Ale pracowicie dydłam na okrągło którys tam z rzędu komin.

    OdpowiedzUsuń