Jak co roku zarzekałam się, żadnych tam takich, bo to święta za pasem, wydatki. Jednak nie obeszło się bez prezentów. Niemalże jak w książce Grishama "Ominąć święta". Obdrowano mnie kotem mikołajkowym, jak przystało na mikołajkowego kota w barwach czerwono-białych. A może arysta miał na myśli barwy narodowe, bo kot ma szczękę niczym polski szkoleniowiec piłkarski pan Jacek G. Mam nadzieję, że sie nie obrazi. Jakby nie było - kot świąteczny puszy sie na półce z dala od żywych pobratymców, żeby smętne skorupy z niego nie zostały.
I co jeszcze? Unikałam księgarni jak złego ducha, ale w końcu skapitulowałam. Wstąpiłam, kupiłam. Wmawiam sobie, że rozsądnie podeszłam do sprawy, bo z księgarni wyszłam z jedną częścią "Cukierni pod Amorem" choć pani księgarzyna sugrowała, że najlepiej od razu dwie kupić. :-)) A tak w ogóle za niedługo będzie trzecia część, więc dobrze byłoby mieć całość. Rzekłam na to, że owszem, ale jak ksiązka będzie do bani, to poprzestanę na części pierwszej i nie będzie mi mocno żal.
Ale mam też prezent dla czytelniczek mojego bloga, jak szaleć to szaleć. Oto on:
Pozdrawiam serdecznie :-))
kot zdecydowanie pobija wszystko inne ;)
OdpowiedzUsuńdzięki za prezent, niezłe ciacha, nie ma co ;-)
OdpowiedzUsuńNo taki ładnie wyrzeźbiony prezent to ja rozumiem :) wielkie dzięki!
OdpowiedzUsuńGwoli ciekawostki z jednym z chippendales-ów chodziłam do jednej klasy w podstawówce ;). Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńOdpowiem i tu ;)
OdpowiedzUsuńHehś ;). Co do Mikołajka, to w podstawówce nie wykazywał takich zdolności, a przynajmniej tego nie pamiętam. Pamiętam go jako sympatycznego chłopaka, o raczej "normalnej" budowie, nie wychylającego się spośród innej "mlodzieży" ;).
Ano jajo fajne, moje jak na razie leży odłogiem...
Mnie się podobają Twoje szale i Baktus - choruję na niego już od zeszłego roku, ale jak na razie nie mogę się jakoś do niego zabrać. Pozdrawiam miło :)
P.S. Mowa o Mikołajku pierwszym z prawej, co się Michał zowie ;).