Wczoraj - w związku ze szperaniem w regulaminie Blog Roku, wypatrzyłam, że jurorem w kategorii "zainteresowania i pasje" jest Robert Makłowicz. I przypomniała mi się książka, którą kiedyś kupiłam, książka Makłowicza właśnie: Czy wierzyć platynowym blondynkom: rzecz o restauracjach i nie tylko... Otóż książka z gatunku tych, co czyta się nie dla treści, bo czymże treść? Rzeczą drugorzędną. W Makłowiczu pociąga mnie język, używa określeń niemalże archaicznych, ale za to pięknych. Programy Makłowicza oglądałam w TV, czytałam CK Kuchnię nie dla przepisów, a dla języka. Nie o ozory w galarecie idzie, a mowę polską. Więc na ponowne czytanie "platynowej blondynki" naszło mnie ciemną nocą, koło północy dokładnie. Zapomniałam, że w książce bardziej niż pięknie, będzie śmiesznie. Chyba oszalałam - śmiech mój niosło po klatce schodowej, co mówię - po osiedlu całym. Określenia, porównania zwalają z nóg. Jeżeli ktoś się odchudza - lektura doskonała, potrawy, które jadał i skomentował Makłowicz, zniechęcą do jedzenia. Dziwię się, że Makłowicz jeszcze żyje :D. To prawdziwy człowiek z żelaza.
Dodatkową atrakcją książki są zdjęcia małego Robcia - na okładce Robcio elegant w krawacie jako żywo przypominającym krawat wodza rewolucji październikowej, jest też Robcio krakowiak, Robcio góral. Książka ponadto ma jeszcze tę zaletę, że można ją czytać na wyrywki.
Polecam, ubaw gwarantowany.
Jeżeli zapomnisz wynotować co śmieszniejsze myśli pana Makłowicza, nie przejmuj się - na końcu książki znajdziesz spis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz