wtorek, 29 grudnia 2009

Wychodzę

Miejsce akcji: w mieszkaniu pod drzwiami wyjściowymi
Godzina: około 21ej
Wszystkie znaki kociej mowy ciała mówią: Wychodzę!
Ja do kota: Dziecino kochana, przecież późno już, dzieci o tej porze śpią, a Ty biegać chcesz? Psy Cię zjedzą
Ja do siebie: O matko, chyba mi już całkiem na głowę padło!
Ja do Kajuty (też kot, tyle że kocica): Prawda, Kajka?
Kajuta dyplomatycznie milczy.

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Od Koty.sos.pl i od Fundacji Vivy!

Jak co roku życzenia od obu organizacji działających na rzecz zwierząt, nie przeczę że jestem fanką obu i wspieram w miarę swoich możliwości. Mam dwa koty i pojęcie o kosztach utrzymania. Nie daj Panie Boże choroby...

Drodzy Państwo,
w oczekiwaniu na zbliżające się Święta życzymy wszystkiego co najlepsze,
ciepłej, rodzinnej atmosfery przy wigilijnym stole,
szampańskiej zabawy sylwestrowej oraz wielu szczęśliwych chwil w Nowym Roku.


Świąteczne życzenia!

Radosnych Świąt pełnych ciepła i radości, wypełnionych współczuciem dla wszystkich żywych istot, prezentów z dobrych uczynków do obdarowania siebie i innych, zadowolenia z podjętych wyzwań i realizacji marzeń, refleksji dotyczących minionego roku oraz optymizmu i nadziei na nadchodzący Nowy Rok , Życzy zespół Fundacji Viva!



niedziela, 27 grudnia 2009

Po świętach?

Po świętach - można tak powiedzieć. Zlot jak zawsze u mnie i stres mnie powalał od dwóch tygodni.
Co przygotować? Spis ubiegłoroczny potraw mi przepadł. Pewnie wypłynie około Wielkiej Nocy.
W każdym razie jakoś sobie bez ściągawki poradziłam. Teraz znów stres - jak co przechować, by straty były jak najmniejsze. Na grom kupiłam te krokiety z kapustą - trzy opakowania. Termin spożycia do 04.01.2010. pocieszam się, że jak kto z rodziny podupadnie na zdrowiu w czasie Sylwestra to mu barszczyku czerwonego i krokiecika zaserwuję. A może da się to zamrozić i przetrwa dłużej? W każdym razie wpadłam na pomysł spisania "wrażeń-uwagpraktycznych-bożonarodzeniowych". Coś w rodzaju pamiętnika szalonej gospodyni. Wyglądałoby to mniej więcej tak:
1. jak masz pierogi to na grom ci krokiety na dokladkę jedno i drugie grzybno-kapuściane
2. nie gotuj kompotu z kilograma suszu - za nic nie wypiją, szukają colki, soków jabłkowych, wód mineralnych i innych wynalazków z workiem lodu.
3. karkówki w sosie nigdy za wiele
4. schabu ze śliwkami nigdy za wiele
5. "ciasto nie ciasto" 3bit zmodyfikować i kontynuować, bo mówią, że dobre - a i roboty niedużo.
6. dawkę ryb w galarecie i w warzywach - na pół
7. ryż z makiem - woreczek ryżu sztuk jeden to nadmiar szczęścia, ryżowego szaleństwa amatorów mało ( a mówiłam łazanki zrobić)
Itd, itp, itd...

W każdym razie przetrwałam, stwierdzam - nie było tak źle. Oby do "jajka". Święta jajeczne nie tak szalone. Poradzę sobie.

sobota, 26 grudnia 2009

Zdrowych i pogodnych Świąt Bożego Narodzenia











Cicha noc, święta noc
pokój niesie ludziom wszem,
a u żłóbka Panna Święta
czuwa sama uśmiechnięta
nad dzieciątka snem


CICHA NOCCICHA NOC

niedziela, 20 grudnia 2009

Endless Knitted Cardi Shawl

Jak zobaczyłam po raz pierwszy - stwierdziłam, że dziwadło i szkoda czasu i ambarasu. W połowie prezentacji filmiku zrezygnowałam z oglądania. E tam! Ale zobaczyłam u naszych dziewczyn na blogach - najpierw u Kryelki, potem u Hady. Zajrzałam na ravelry i stwierdziłam, że muszę to mieć. Najładniejsze na Ravelry Cardi to bez wątpienia Cardi Kryelki i Hady - zgrabne, bez zbędnych połaci dzianiny.
Metodą prób i błędów na szalu materiałowym poćwiczyłam składanie i wiem na czym dowcip polega. Zrobiłam próbki - muszę nabrać 366 oczek, druty nr 3,5. Nie jestem przygotowana włóczkowo do tego wyczynu - wynalazłam w domu simil mohair w kolorze zdechłej musztardy albo brudnego beżu nie wiem jak kolor nazwać, motki mam tylko dwa, więc nie wiem czy wystarczy - długości włóczki w motku nie podano. Zaryzykuję, w końcu nikt głowy mi nie utnie.
Zaczęłam, trochę cienkawo wygląda, ale jaki materiał takie dzieło. Fotek nie mam jeszcze, bo godzina 15ta to noc ciemna. Może jutro mi się uda zaczątek dziwadła pokazać...
Nie wiem co za wzór zastosowano na szalu - mnie to wygląda rząd oczek prawych na lewej stronie , prawa strona - prawe oczko z narzutem i na lewej stronie znów prawe - narzut zrzucić.
Nie próbowałam jeszcze, ale jak przejdę przez ściągacze, to pokombinuję ze wzorem.

piątek, 18 grudnia 2009

Batalia o karpia


Ma być humanitarnie i jestem za. Nie jestem wegetarianką ale byłam z konieczności przez 8 lat, dziecię jedno mięsa nie jadło i z lenistwa, żeby w kilku garach nie gotować - wszyscy jedliśmy dania bez zwierzątek. Ale o karpiu miało być. Oczywiście, że jak nie karp to inna ryba - pstrąg, łosoś albo całe ławice śledzi - w tonach to na wigilię idzie. Jedzmy na zdrowie, ale rzecz cała w humanitaryzmie.


I jeszcze żeby smutno tak do końca nie było - cytat z Makłowicza, z "platynowej blondynki" - ma się rozumieć: Karp był w strzępach, jakby oprawiono go granatem.

środa, 16 grudnia 2009

O książkach będzie

...a raczej o zabawie książkowej, no jak zwał tak zwał - cel zbożny. Pomysł Dhf - szczegóły na blogu Drutyszydełkoija. Czytamy i opowiadamy.
Wczoraj - w związku ze szperaniem w regulaminie Blog Roku, wypatrzyłam, że jurorem w kategorii "zainteresowania i pasje" jest Robert Makłowicz. I przypomniała mi się książka, którą kiedyś kupiłam, książka Makłowicza właśnie: Czy wierzyć platynowym blondynkom: rzecz o restauracjach i nie tylko... Otóż książka z gatunku tych, co czyta się nie dla treści, bo czymże treść? Rzeczą drugorzędną. W Makłowiczu pociąga mnie język, używa określeń niemalże archaicznych, ale za to pięknych. Programy Makłowicza oglądałam w TV, czytałam CK Kuchnię nie dla przepisów, a dla języka. Nie o ozory w galarecie idzie, a mowę polską. Więc na ponowne czytanie "platynowej blondynki" naszło mnie ciemną nocą, koło północy dokładnie. Zapomniałam, że w książce bardziej niż pięknie, będzie śmiesznie. Chyba oszalałam - śmiech mój niosło po klatce schodowej, co mówię - po osiedlu całym. Określenia, porównania zwalają z nóg. Jeżeli ktoś się odchudza - lektura doskonała, potrawy, które jadał i skomentował Makłowicz, zniechęcą do jedzenia. Dziwię się, że Makłowicz jeszcze żyje :D. To prawdziwy człowiek z żelaza.
Dodatkową atrakcją książki są zdjęcia małego Robcia - na okładce Robcio elegant w krawacie jako żywo przypominającym krawat wodza rewolucji październikowej, jest też Robcio krakowiak, Robcio góral. Książka ponadto ma jeszcze tę zaletę, że można ją czytać na wyrywki.
Polecam, ubaw gwarantowany.

Jeżeli zapomnisz wynotować co śmieszniejsze myśli pana Makłowicza, nie przejmuj się - na końcu książki znajdziesz spis.





















Okładka z poczytaj.pl/
Wydawnictwo Znak
Kraków 2004


wtorek, 15 grudnia 2009

Klin klinem czyli kota kotem.

Posiadanie kota wiąże się z pewnymi utrudnieniami. Wspomnę o jednym. Drogi kocie i człowiecze rozchodzą się zdecydowanie, mijają się nawet, jeśli idzie o aktywność. Człowiek aktywny jest za dnia, kot nocą. Oczywiście, bywają koty dobrze ułożone, jak mój Tymon, co to w dzień poluje, w nocy śpi. Bywają jednak koty, które za nic mają rękę, która karmi i kiedy właściciel owej ręki kładzie się na nocny spoczynek - wtedy do akcji wkracza mój kot nr dwa :

Kajuta
...najdziksze wymyśla swawole
ciągle poluje po moim pokoju.
To pies to zając, między stoły, stołki
Goni, ucieka, wywraca koziołki...

Znosi to pani, nareszcie nie może -
(że się Fredrą posłużę)

Kot ląduje za drzwiami, drzwi zablokowane fotelem i jeszcze tylko kilka ataków na klamkę,
bo może się uda otworzyć drzwi. Łoskot niesie po całym domu.

Dziś zainstalowałam na blogu kota. Kot Bloger. Kajuta śpi obok. O słodka zemsto! Najeżdżam kursorkiem na kota Blogera - mruczy. Kajuta budzi się i z niepokojem rozgląda.
Po chwili jednak znów się układa. Kursor na kota - blogowy kot miauczy. Kajuta zrywa sie zaniepokojona. Widzisz kocie? Ty mnie w nocy polowaniem, a ja cię w dzień kotem.

Wieści z frontu:
Kajuta przeniosła się do łazienki, śpi na suszarce, mnie wypada wziąć laptopa i usiąść na pralce lub w wannie.

niedziela, 13 grudnia 2009

Jajko drozda czyli bredzenie o kolorach











"Czytam"opis angielski, znaczy rozszyfrowuje kolory, bo miało być na żywioł, ale pomyślałam, że może warto skorzystać z gotowca tym bardziej, że większość nitek w podanych barwach posiadam. Pled szydełkowy ma być, ostro kolorowy. Chciał nie chciał po słownikach grzebię, ale sam słownik nie rozwiązuje problemu, bo np wielki słownik PWN-Oxford nie zna koloru - taupe, ale znalazłam na googlach - te niezastąpione.
Kolory:
taupe - ciemno szary
sage green
tomato red - pomidorowo czerwony
french blue
vicious green - wściekła zieleń ?? :D:D:D
purple grey - purpurowo szary ?
golden braun - zloto brązowy, cokolwiek to znaczy
melon - melon czyli taki zdechły pomarańcz
deep blue-green intensywny niebiesko zielony
citron - cytrynowy
turquoise - turkusowy
bright lilac - jasno liliowy
baby blue - niebieski jasny pastelowy?
robin's egg blue - niebieskie jajko rudzika albo drozda :D:D:D- ooo, podoba mi się
rose - różowy
bright pink - jasny pink - dziwne , bo pink to raczej wściekły róż
dusty lavender - przykurzona lawenda

Jajka drozda rzeczywiście są niebieskie, co na załączonej fotce widać.
I tak sobie myślę, by dziergać na drutach trzeba być poliglotą, matematykiem, biologiem, informatykiem.

I na koniec do biegłych w angielskim i w barwach - prosiłabym o wypowiedź w sprawie powyższych kolorow, może opisowo, bo co to jest francuski niebieski - granatowy?
A taupe - gdzieś nawet znalazłam, że to szaro- brązowy.

Pod Spodem :-))
Jeszcze jeden kolor rozszyfrowałam - sage green czyli zieleń szałwi i bądź tu mądry. Moje wyobrażenia kolorów zupełnie nie zgadzają się z tym, co widzę na fotce. Zrobiłam dwa elementy i jestem baaardzo rozczarowana, zupełnie nie te kolory.

A i "taupe" to jak wypatrzyłam na obrazku - nie jest szary a brązowy, dwa brązy tu są w użyciu;
szaro-brązowy i złoto-brązowy. Hmmm - cokolwiek to znaczy jak wcześniej rzekłam.

Tu fotka pledu, bo do tej pory to ja tak: sobie śpiewam a muzom. Wzór pochodzi z
Interweave Crochet Spring 2006

















piątek, 11 grudnia 2009

Jak zrobić gwiazdę ( przestrzenną) na drutach

Poniższe przedstawiam jako ciekawostkę z cyklu "czego to ludzie nie wymyślą" bo porywać się na takie karkołomne przedsięwzięcie nie będę. Bryłą geometryczną mi to pachnie, a fe!
























Fotki i instrukcja wykonania pochodzą ze strony Knitting Daily:




Truscaveczce wyjaśniam...

W domu moim od czasów rozgadywania sie najstarszego dziecięcia funkcjonują wyrazy :
ruskawki, gabędzie, filonki i piekaczki czyli truskawki, łabędzie (to łatwe ) i uwaga: tulipany i rzodkiewki. W słowniku słów takich "niet" i oczywiście rozumiem niepokój Truskaveczki. Więc spieszę uspokoić - nic się nie bój. :-)) Ruskaweczka to bardzo sympatyczny wyraz.

Wiem, wiem, że najlepiej się upewnić, bo jak opowiadała pewna sędzina, w sądzie odbyła się sprawa, gdzie pewna pani pozwała do sądu drugą pewną panią za obelgę. Pozwana śmiała rzec, a raczej wykrzyczeć do poszkodowanej: Ty Brahmaputro!
Już nie wspomnę o prelegencie, który nadużywał słowa "abstrahuje". Po odczycie prelegenta pobito. Mało tego, oprawcy odgrażali się, że prelegent dostanie raz jeszcze, kiedy tylko dowiedzą się, co znaczy "abstra".

Wracając do dziecięcia - długo milczało, ale kiedy zaczęło komunikować się ze światem werbalnie - pierwsze słowa, jakie padły z ust dziecięcia były: kra-kra, brama i plama. Nadmieniam, że "R" brzmiało nieskazitelnie, więc kiedy otoczenie zachwycało się tą nienaganną wymową - dziecko, by zabłysnąć, dorzucało jeszcze jeden wyraz, którego tu nie wymienię, bo jeszcze nie ma 22giej :-))

W każdym razie do dziś po sklepach się pilnuję, by nie rzec: pół kilo ruskawek, proszę. Ale nadal dokarmiam gabędzie i uwielbiam filonki. Za piekaczkami nie przepadam, bo w marketach oklapnięte jakieś.

czwartek, 10 grudnia 2009

...brazylijski serial nie cieszy mnie jak kiedyś...












Na stres czyli pospolity "dół" najlepsza jest praca, a jeszcze jak uwieńczona obżarstwem - to już pełnia szczęścia i o tak banalnych sprawach jak"dół" - zapomina się. Wczoraj usiłowałam uleczyć się słodkościami tylko. Wrąbałam karton ptasiego mleczka, ale tylko żałość mnie dopadła z powodu własnej głupoty. Na to ptasie mleczko natchnął mnie wpis Truskaveczki na blogu - ja autorkę nazywać będę Ruskavką, kiedyś to wyjaśnię. Zatem postanowiłam dziś z dołu wyleźć przy pomocy roboty i słodkości. Wzięłam się za pieczenie babeczek - muffinami zwanych. Podpatrzyłam u Agnieszki tej od Grzesia, ona podpatrzyła TU.
Zrobiłam !!! Po blachę poleciałam o 17tej na drugi koniec miasta(jakie to miasto, dwie ulice na krzyż), bo do 18tej sklep, potem jeszcze szukałam papierków muffinowych, w końcu w domu się okazało, że nie mam rodzynek. Upiekłam bez, a jak upiekłam to mi się przypomniało, że miałam kandyzowanego ananasa. No cóż - bez rozpusty - babeczki i tak cud-miód.


środa, 9 grudnia 2009

Anielsko u Jolanny

Więc kto ma ochotę niech wpadnie do Jolanny

Prezencik















Każdy zakup extra tłumaczę sobie: przecież mogę sobie zrobić malutki prezent. Myślałam o nim od dłuższego czasu, a konkretnie od wizyty w bibliotece miejskiej. Przeglądam blogi czytających i zawsze coś tam wypatrzę. Te wypatrzone tytuły usiłowałam znaleźć w bibliotece, niestety... Obiecywałam sobie, że książek nie będę kupowała, bo trzymać nie ma gdzie i ... kupiłam - dwie: Grzegorza Gortata - Zła krew i Betty MacDonald - Jajko i ja. No i na czytanie czeka trzecia książka: Johna Grishama- Klient. Tę dostałam od córki, "cuś tanio i elegancko" bo 4 zet sztuka i przypadkiem miała dwie. Za Grishamem to ja tak sobie, czytałam jego książkę a raczej książeczkę "Ominąć święta", bo miało być śmiesznie, a było właśnie tak sobie. Za to filmy wg prozy Grishama to ja i owszem, a szczególnie podobał mi się właśnie "Klient", pewnie ze względu na Susan Sarandon, którą baaardzo lubię. Przeglądałam książkę, chyba da się czytać. Opowiem, jak przeczytam - w każdym razie recenzje i opinie dwóch pierwszych książek bardzo pozytywne, ciekawam, co ja na ten temat będę miała do powiedzenia.
Obym miała podobnie dobre odczucia.

Fotki okładek Merlin i Gildia

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Gwiezdne wojny

Boże Narodzenie za pasem, więc tym razem postanowiłam się wykazać w ozdobach choinkowych. Powstało 9 gwiazdek - na 10tą zabrakło nici, ze smętnej resztki powstała choinka. Czeka mnie jeszcze krochmalenie, czego nie lubię, ale skoro ma to jakoś wyglądać...




czwartek, 3 grudnia 2009

Baktus poraz drugi



Baktusy robi się bardzo sympatycznie, więc jest następny. Niestety, zdjęcie nie oddaje uroku włóczki, która ma delikatne cieniowania. Włóczkę kupiłam w ubiegłym roku na allegro.
Jest to włóczka Rossi Chic o składzie: 80% Polyacryl i 20% Wolle - zużyłam 2 motki po 50g - 100m. Zalecane druty to 4 mm, ale użyłam 6 mm, dzięki temu baktus jest bardziej puszysty

środa, 2 grudnia 2009

Zielono mi

Nie dalej jak wczoraj dostałam znów maila od "zielonych" z prośbą o podpisanie petycji. Chodzi o wpływ człowieka na zmianę klimatu, a bardziej o ograniczenie emisji dwutlenku węgla do atmosfery, w którym to nasz kraj ma niemały udział. Nie będę tu rozważać kwestii ekologicznych, społecznych czy gospodarczych. Fachowcem nie jestem, ale z "zielonymi" mi po drodze, bo raczej nie fajnie żyć na śmietniku. Wszelkie akcje idące w kierunku edukowania ekologicznego społeczeństwa wspieram, czy to idzie o klimat, Rospudę, wieloryby czy foki.
I wczoraj to przypadkiem trafiłam na program w tv publicznej (rzadko tu bywam) - na program "Bronisław Wildstein przedstawia". I właśnie o ocieplenie globalne w nim szło. Powiem szczerze - zaczęłam oglądać od środka, pora była późna, pan jakiś profesor wyjaśniał, że emisja CO2 nie ma nic wspólnego z ociepleniem, ale za to powoduje, że plony są większe; pani jakaś, że się nie zna, ale CO2 ma wpływ na ocieplenie i że nikt tu jej nie słucha. Zgłupiałam. Dziś trafiłam na blog pana Adama Wajraka - i tam wojna o globalne ocieplenie. Zgłupiałam jeszcze bardziej.
Powiem tak, nie będę drążyć problemu, nie będę analizować wypowiedzi fachowców-niefachowców - do problemu podchodzić będę "zdroworozsądkowo".


A propos zieloności ;-)




poniedziałek, 30 listopada 2009

Po drugiej stronie lustra

Tym razem lustro prowadzi do czasów minionych. Przekroczenie lustra to cofnięcie czasu. Jak zawsze na wedrówkę się wybieram po bezdrożach wirtualnych, bez "dżipiesa" gdzie oczy poniosą. I trafiam- między karty książek, między z życia wzięte, między dowcipy i między smutki i tam, gdzie czas zatrzymany w kadrze i o ten czas w kadrze zatrzymany tu idzie, o piękno rzeczy minionych, których czas świetności minął.
Jestem pod wpływem...
Pod wpływem nostalgicznego piękna brązowej sukienki w drobne kwiatuszki, starego pierścionka, fotografii starej, rzeczy użytku codziennego, strzępu tapety z łabędziem i patchworka ręcznie zszywanego z mozołem.
Co tu opowiadać, tam trzeba po prostu zajrzeć - An Apple a Day

niedziela, 29 listopada 2009

Kreatywność


Na blogu wiadomość od 2 owieczek- zatem lecę. Jestem tam na liście, nie czarnej, nie - liście kreatywności. Dziękuję. No cóż, starym zwyczajem nie wymienię nikogo - wybaczcie. Bo kogo tu wymienić.
U każdej z nas na blogu listy "tu zaglądam" - i u mnie też. Ale "tu zaglądam" jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Zaglądam "tu", a potem to już wędruję "tam", gdzie oczy poniosą, jak Alicja po przekroczeniu magicznego lustra. Więc skoro zaglądam tu i tam, to zbyt dużo nas wartych uwagi, by wybrać.
Jednak wymienię, bo jest ktoś:
Mamie Grzesia i Mamie Julka przekazuję z podziwem wielkim.



piątek, 27 listopada 2009

Pilch i rękawiczki


Dziś przypominam sobie książkę "Bezpowrotnie utracona leworęczność". Do Pilcha słabość czuję od zawsze, stąd powrót do "...leworęczności..." Słucham i zaśmiewam się w głos, bawi mnie jak kiedyś. Też leworęczna byłam i też skutecznie mnie przestawiono. Może stąd ta słabość? Coś więc mnie do tego Pilcha ciągnie. Słucham i płaczę ze śmiechu:
"Bierz przykład z psa. Pies nie pije"
Powinnam wziąć wczoraj przykład z moich kotów i nie pić piwa, bo moje dietetyczne 4 dni - psu na budę. Zaczynam od nowa.

Teraz rękawiczki - te nad którymi się pastwię od jakiegoś czasu. I oczywiście dwie różne wielkości. Choćbym nie wiem jak się starała zawsze wychodzą mi dwie różne rękawiczki, dwie różne skarpetki, dwa różne rękawy. Muszę się z tym pogodzić i już.
No i fotki fatalne, ale sfotografowanie sobie ręki, to prawdziwa ekwilibrystyka. Bez ręki - rękawiczki jak smutny zezwłok.



Włóczka Oliwia - niecałe 100g i oczywiście szarość
Druty pończosznicze nr 4
Rękawiczki do łokcia (prawie)




Odcienie szarości


Tu szalik męski prezentowany na damskim torsie ;)



Bez jakichkolwiek planów tak wyszło, nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopiero, kiedy zgromadziłam robótki (o których wspominałam w poprzednim poście) do wykończenia w jednym' miejscu zauważyłam, że trzymam się szarej tonacji. Może to wpływ ostatniego tygodnia - szaruga straszna za oknem i żeby nie obowiązek zakupu kociego jedzonka - w życiu bym nie wyszła.
No w każdym razie szalik męski ;-)) gotowy. Nie wiem, czy parametry techniczne tu potrzebne, bo nic tu szczególnego - robiony ściągaczem 1x1, włóczka, że tak się za przeproszeniem wyrażę - kombinowany melanż: baza szarość i dokładki; czarny, melanż biało-czarny i biały. Włoczki zużyłam około 25 dag.







No i baktus - trochę sobie podłubałam, bo włóczka raczej z tych cienkich 100g=303m.
W najszerszym miejscu miałam ponad 70 oczek. Nie bardzo miałam z czego zrobić, bo w baktusie, jak mówią znawczynie, cały sekret we włóczce, ale przypomniała mi się "Oleńka" z Aniluxu, której kupiłam bezrozumnie lata temu na allegro ( nie śmiejcie się - całe 2 kg). Na szczęście w dwu kolorach, ale i tak nie mam na nią pomysłu. No więc zostało mi jeszcze 180 dag z kawałkiem
:-))


A na koniec gawęda o ... jedzeniu (skoro mam blogi jedzeniowe do podgladania)
No więc, kiedy otwieram swój blog "omiatam spojrzeniem" kąty. I najlepsze są pierwsze skojarzenia , ostatnio :-)) związane z kuchnią Ireny i Andrzeja. Parę dni temu serwowano na blogu sałatkę z granatem, która od razu nasunęła mi myśl, by wprowadzić wariacje na temat i podać do stołu sałatkę z miną przeciwczołgową. Dziś na moim ulubionym blogu serwują jaja egipskie i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie komentarz do postu - "bardzo, bardzo podobają mi się takie jajka" :-). Powiem szczerze, że mi też, bo egzotyczne. Nawet może wprowadziłabym do potrawy trochę literatury - jajka egipskie Sinuche, oddając hołd Mice Waltari.
Skąd mi ta literatura? Kupiłam kiedyś córce, przejawiającej dziecięce zainteresowania kulinarne, "Książkę kucharską Kubusia Puchatka", a książka ta - zawierała przepis: jaja sadzone Kubusia Puchatka albo jajka Kubusia Puchatka na grzance (nie pomne już jak to dokładnie szło - w każdym razie sugerowało to, ... co sugerowało) . Jajka te sadziłyśmy dość często, bo jako że jajko było na grzance, w kromce chlebka wycinałyśmy otwór szklanką i w ten otworek na patelni - jajeczko, wprawdzie tylko kurzęce, ale radochy dziecina miała co niemiara, bo wiadomo mała rzecz a cieszy.

środa, 25 listopada 2009

Wysłuchane wspomnienia

Mało jaka książka lepiej nadaje się do słuchania niż wspomnienia , a jeszcze kiedy lektor z najwyższej półki, to człowiek siedzi ze szczęką opartą o stół i o bożym świecie zapomina. A wspominki piękne. Książka Abramowa-Newerlego reklamowana jest jako wspomnienie rodziców autora - nie zgodziłabym się, bo cały korowód postaci, jaki przewija się przez tę przed- i wojenną Warszawę, ma jednakowy ciężar znaczeniowy. Gdyby była to regularna powieść, powiedziałabym, że są tu same postacie pierwszoplanowe. Co w tym dziwnego? Bo autor wspomina obok Janusza Korczaka - sąsiadki z kamienicy, obok Jasi Bierut ( tak, tak - tę od Bolesława Bieruta) - kolegów z przedszkola. I... uwaga - Zbysia Zapasiewicza :-)). Zapasiewicz czytając wspomnienia przed fragmentem traktującym o nim, jakby się waha, zawiesza głos, a potem czyta z uśmiechem - uśmiech jest wyczuwalny i choćby dla tego fragmentu warto wysłuchać "Lwów mojego podwórka"

Ale, ale! to blog robótkowy przecież:
- więc skończyłam "bardzo męski szalik" (to określenie, Antonino, jest powalające), prawie skończyłam, bo do zakończenia oczek pół rzędu zostało
- baktus do połowy - bo skoro akcję "baktus" poparłam, to wykazać się baktusowo muszę
- i druga rękawiczka - zastygła w oczekiwaniu na kciuk.

Obrazek płyty z merlin.pl



niedziela, 22 listopada 2009

Przepis na szydełkowe rękawice na prośbę Miki

Moje zrobione zostały z włóczki Yarn Art Stripe Colors:
65% wełna, 35 acrylic
2 x 50 g =220 m

Wymiarów moich rękawic dziś nie podam, ale rozmiar typowo babski M. Należałoby liczyć po 1 centymetrze na rządek. Nie moge wymierzyć, bo nie wiem, gdzie mój centymetr krawiecki. Przy dwóch kotach utrzymanie czegoś na widoku, graniczy z cudem - więc mój centymetr zawleczony gdzieś w ciemny kąt. Jutro kupię nowy, wymierzę i dodam wymiary. Prawdę mówiąc robiąc swoje rękawice, stale je mierzyłam. Podany przepis daje się dowolnie modyfikować - zmniejszać, zwiększać raczej bez większego problemu.
A oto i przepis.

Zaczynamy od kciuka:
Zrobić łańcuszek z 4 oczek, zamknąć w kółko i zrobić na nim 12 słupków. Wykonąc w okrążeniach jeszcze 5 rzędów, zakończyć, pozostawić kawałek nitki do przyszycia

Główna część rękawicy:
1 rz: Zrobić 5 oczek łańcuszka i zamknąć w kółko i zrobić na nim 16 słupków
2 rz: W pierwszym słupku zrobić 1 słupek, w drugim - 2 słupki; powtarzać do końca rzędu=24sł.
3 rz: W pierwszym i drugim słupku robimy po 1 słupku, w trzecim - 2 słupki = 32 sł.
4 rz: W pierwszym, drugim i trzecim słupku - po 1 słupku, w czwartym - 2 słupki = 40 sł.
5 rz: W co 10 słupku - 2 słupki = 44 słupki
6 - 12 rz: Robimy prosto bez dodawania słupków

Dołączanie kciuka - prawa rękawica:
13 rz: robimy okrążenie - na 7 słupków przed końcem okrążenia doszywamy połowę obwodu kciuka czyli 6 słupków do 6 słupków rękawiczki.
Teraz kontynuujemy robótkę szydełkiem - wykonujemy słupki na 6 pozostałych słupkach kciuka i jeden słupek na ostatnim słupku w okrążeniu na rękawiczce. Zamknąć rząd i wykonać jeszcze 10 rzędów prosto i jeden rząd ściegiem rakowym.
W sumie rękawiczka liczy 23 rzędy - 12 do kciuka, 1 rz w którym mocuje się kciuk i 10 pozostałych.
Lewą rękawiczkę robimy w odwrotnym ustawieniu, tj w 13 rz zrobić 1 słupek na początku rzędu, doszyć połowę kciuka ( brzmi to dość makabrycznie - jak cytat ze Stephena Kinga :D ) itd

Jeśli będą wątpliwości jakiekolwiek, proszę pytać.




Ciasto cynamonowe

Z dzieciństwa pamiętam, jak w każdą sobotę trwały kulinarne przygotowania do niedzieli - koniecznie rosół, swój makaron, drugich dań jakoś szczególnie nie pamiętam, ale często były to pyzy z mięsem, a i ten kurczak z rosołu przecież - ugotowane porcje kurczaka były panierowane i obsmażane na patelni. No i obowiązkowo ciasto. Szczególnie pamiętam ciasto o nietypowym różowym kolorze, bo ciasto było z kisielem. No i jeszcze babkę cytrynową. Była wilgotna, z kwaskowatym posmakiem i kwaskowatym lukrem. Pycha mimo wałęsających się tu i ówdzie pestek z cytryny. Naszło mnie na te kulinarne wspominki, bo trafiłam na kulinarne blogi, tam trafiłam na ciasto cynamonowe (kryzysowe). Miało być robione wczoraj, ale poleniłam się, więc dziś dopiero siedzi w piekarniku. Ale to nie koniec mojej dzisiejszej "kulinarności", bo ze słuchawek leci do mnie "Dziennik toskański" pani Capponi. Aż żal, że u nas szaro, buro i ponuro - stąd to ciasto u mnie dzisiaj, niech przynajmniej będzie słodko. Przepis podpatrzyłam TU.
"Dziennik toskański" sobie kupię, mowa o wersji papierowej, bo nijak wynotowywać w pośpiechu usłyszane przepisy.

Dorzucone:
Ciasto upieczone, nie zjedzone, bo doszłam do wniosku, że jakaś dieta by się przydała. Po odwyku
(rzuciłam palenie) robię się coraz większa - taka Kaśka Kariatyda albo jak mawia mój znajomy - Baba Bunkier. Niby mi to nie przeszkadza, ale jak nie mieszczę się w kolejny ciuch ... zwyczajnie szkoda mi ciucha ( a taki piękny był)

piątek, 20 listopada 2009

Czytanie przez słuchanie


Swego czasu na forum robótkowym Gazety o słuchaniu książek była mowa. Jakoś to mnie nie wzięło wtedy i sprawa mocno odwlekła się w czasie. Ale na wszystko przychodzi pora, bo ile można słuchać co w tvn24 opowiadają? Zaopatrzyłam się w stosowny sprzęt i dalej w słuchanie. Słuchanie i robótkowanie, a słucham Evansa: Przepaść. Przepaść i rękawice-łapawice, jedna już gotowa, muszę powiedzieć, że całkiem, całkiem. Jak zrobię drugą, to się pochwalę, a książka też niczego. Tak wygląda wersja papierowa, okładka wypożyczona ze sklepu gildia.pl

Dopisane:
Skończyłam słuchanie - tragicznych wypadków moc, ale potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
Myślę, że jeszcze wrócę do Evansa.
Przeczytano lub wysłuchano:
W pętli
Przepaść

Jednak przy słuchaniu najlepiej robić coś głupio prostego, np "bardzo męski szalik" (cytat z blogu Antoniny) Za 20 rzędów - pokażę.

czwartek, 19 listopada 2009

U Maknety

Radzę zajrzeć, bo tam prawdziwy rarytas - nie candy, ale tłumaczenie sposobu wykonania beretu, zrobiony baaardzo dokładnie. Polecam zatem blog Maknety.

środa, 18 listopada 2009

Z uporem maniaka...

...powracam do beretu, a to dzięki komentarzowi Maknety - zamierza zrobić tłumaczenie (baaardzo się cieszę, dzięki Ci wielkie!) Odkąd berecik znalazłam, zaglądam w opis co kilka dni i dumam. Chciałam tłumaczenia, bo to zawsze łatwiej, w zasadzie małe ryzyko prucia. A tak na marginesie - opis w zasięgu ręki odbiera mi zdolność myślenia. Ale ... opis wisi i jakoś taki mało zrozumiały - angielski przedziwny jest- piszesz York a czytasz Menczester. No więc ta "małazrozumiałość" tekstu jakby powoli przywracała mi myślenie i co wymyliłam? Wymyśliłam, nie przetłumaczyłam (cyferki tylko w tekście swojskie)
Berecik jest robiony w poprzek i jak pisała Antonina i Makneta rzędami skróconymi.
Na końcu każdego rzędu na wrednej stronie (lewej - znaczy się) zostawiamy nieprzerobione 3 oczka
do momentu aż zostawimy 8-9 takich grup = 24-27 oczek. Wtedy to robimy 4 rzędy ściegiem francuskimi i znów zaczynamy rzędy skrócone - całą operację powtarzamy 8 razy, bo 8 kliników w berecie. A potem to już zszywamy, nabieramy oczka na ściągacz 80 lub 88 ( stąd wniosek, że beret ma 160 lub 176 rzędów). Teraz trzeba by opis wypróbować, ale wolę poczekać na tłumaczenie :-)) , bo nie jestem pewna tego, co wydedukowałam metodą Sherlocka Holmesa.
I jeszcze dla okraszenia szaliczek i moteczek ze strony wcześniej cytowanej:



Ta włóczka naprawdę jest piękna!


środa, 11 listopada 2009

Szydełkowe rękawiczki z jednym palcem


W ubiegłym roku uszczęśliwiłam dziecinę kompletem z kolorowej włóczki, dziś rękawiczki na szydełku. Powinnam się zabrać za rękawiczki robione na drutach, ale jakoś nie mam odwagi. Nigdy nie robiłam, wiem, że to nie problem, bo na drutach pończoszniczych potrafię robić. Jednak stosuję uniki póki nie dojrzeję do "rękawiczek drucianych". Na razie więc "rękawiczki unikowe" nie mylić z unikatem :-)). W poszukiwaniu wzorów rękawiczek trafiłam na Osinkę. Napatrzyłam się i doszłam do wniosku, że nie powinnam się brać za robienie jakichkolwiek rękawiczek.

niedziela, 8 listopada 2009

Kolejka po szarość



Czasem jeden komentarz rusza lawinę wspomnień i przypomnień. Krystyna Prońko. Kiedyś , kiedyś kupiłam jej "Osobistą kolekcję" - 4 cd i słuchałam bez końca. Potem los sprawił, że płyty trafiły do lamusa, by nie przywoływały duchów. Dziś z duchami jestem za pan-brat i dziś dzięki komentarzowi Truscaveczki wykopałem z zakamarków porzucone "piosenki prońkowe".
Nie przeszkadzać, słucham.

Pod Spodem:
Modelka w poprzednim wpisie to nie ja, to moja latorośl.
Latorośli i jej osobistemu fotografikowi dziękuję i proszę o jeszcze .

Foto płyty z www.merlin.pl



sobota, 7 listopada 2009

Tunika


Trochę to trwało, ale w końcu jest. Model nr 10 z Sandry 6/2009. Tunika zmodyfikowana nieco, bo jakoś nie udało mi się zrobić czegoś trzymając się kurczowo wskazówek. Tunikę zrobiłam z Medusy, która niestety okazała się wielkim niewypałem. Włóczka bawełna 80% z akrylem 20%, bardzo słabo skręcona, powiedziałabym - wcale. Ciągle zostawały mi jakieś sterczące pętelki, co zmuszało mnie do niekończących się pruć i poprawek, nie wspomnę o felerach włóczkowych - splątane nitki, pętelki, błędy w skręcie. Dobrnęłam jednak do końca - zużyłam 400g włóczki, druty nr 3 - bambusy. Przeholowałam nieco i, żeby nie zabrakło, kupiłam 700g, więc jeszcze się pomęczę robiąc jakiś może dziwny szalik bądź chustę


Posted by Picasa

środa, 4 listopada 2009

I na berety pora















































Piękny - trafiłam przypadkiem na crystal palace yarns w darmowych wzorach. Fotki pożyczone też z crystal palace yarns. Beret zrobiony z Mochi Plus nr koloru 557 - autumn rainbow.
Pozostaje mi wzdychanie, bo czym zastąpić Mochi plus?

Dopisane:
No i mam problem - nie z włóczką, nie, bo wpadłam na pomysł, by wykorzystać himalaya padisah - kolor niekoniecznie taki, ale coś w tej włóczce podobnego do mochi plus jest; problemem jest odszyfrowanie przepisu na beret. Siedziałam, dumałam, podpierałam się słownikiem robótkowym i nic z tego nie wyszło. Liczę na jakąś dobrą duszyczkę, która mnie wesprze.

Dopisane pod dopisanym:
Wrzuciłam linka dzieciom - zerknijcie, powiadam, i przetłumaczcie to, co nie jest skrócone. Skrótami się zajmę samodzielnie. Za chwilę dostałam wiadomość, że chcieli dobrze, a że osobiście nijak tekstu nie kumają, wrzucili do tłumacza i wynik powalił ich na podłogę. Płakali z radości.
Jaki wniosek? Jeśli nie możesz liczyć na narody bratnich krajów, licz na siebie. No i dzieci kochane, wasza matka zna takie wynalazki jak "inteligentny tłumacz języka angielskiego, niemieckiego, francuskiego i rosyjskiego" Rozdawali takie z Gazetą Prawną przez pół tygodnia chyba z rok temu. A i w tym roku była reedycja, bo reklamy widziałam.