Nie mogę wyjechać, gotuję się razem z kotami w blokowisku. Koty padają plackiem na gołej posadce i przesypiają całe dnie. Od czasu do czasu słyszę tupot i wrzask: Tylko mnie rusz! ( oczywiście, w wolnym tłumaczeniu ), a potem znów zapada cisza.
Tylko mnie rusz!
Na gołej glebie.
Od niedzieli nie robię nic. Robótki kleją się do rąk, ważą tonę. Bolą mnie nadgarstki od
"facetowego swetra". Jestem przy dekolcie, więc na jednym drucie trzeba dźwigać całość. Jeszcze plisa. Musiałam sweter zmodernizować, dekolt był tak wielki, że można było sweter zdejmować dołem, przez biodra. Nie wiem, jaki będzie ostateczny efekt, ale na razie leży i czeka. Nie wiem, czy nie na prucie.
A w czytaniu? Coś tam, coś tam. Skończyłam "Kostuchę" Haasa. Zapewniam Was, że po lekturze tejże od dziś nie jadam w lokalach panierowanego mięsa. Może w ogóle przejdę na wegetarianizm?
Zaczęłam oczywiście kolejną książkę - Camilla Lackberg "Kamieniarz". Zaczyna się wrednie, cóż poradzić, jeśli rzuciłam się na kryminały. Jeśli chce się "słodkości" to trzeba przerzucić się na Steel. Nawet się zastanawiam nad jakąś taką lektur z serduszkami. Taki żart. Tak!
I jeszcze raz koty. Sprezntowałam zwierzakom poduszki biedronkowe. Rysia zadowolona, Krecia omija szerokim łukiem. Nie, to nie. Płakać nie będę.