W ubiegłym tygodniu czas na środowe blogowanie przeznaczyłam na pakowanie się przed długim weekendem. Zgrupowanie rodzinne na wsi. Pewnie i w tym tygodniu z blogowania nic by nie wyszło (biegam co rano do MM w ramach domowego pogotowia opiekuńczego), ale postanowiłam odezwać się, choć
niezupełnie w temacie. No, może połowicznie. Robótek zaczętych przybywa, czytelniczo - błądzę po manowcach. Dziś z lamusa wyciągnęłam dawno kupioną książkę Katarzyny Enerlich "Czas w dom zaklęty".
Fotka pochodzi ze strony Wydawnictwa MG, z którym współpracuje autorka, a i mnie się udało z wydawnictwem nawiązać sympatyczne kontakty. Książkę czyta się doskonale. Dziś zaczęłam lekturę, jestem w połowie, choć przy okazji pokonałam natłok obowiązków towarzysząc MM najprzedziwniejszych zabawach, m.in uległam dziecięciu, które zaparło się, by odbyć spacer w pełnym słońcu w stroju wskazującym na ostrą ulewę czyli w kurtce przeciwdeszczowej, kaloszach i z otwartym parasolem nad głową. Cóż było robić. Poszłyśmy wzbudzając nielichą sensację i radosne uśmiechy przechodniów.
Wracając do autorki... Jakiś czas temu czytałam "Prowincję pełną smaków". Książka, jak pisałam na na czytelniczym blogu - ciepła, kojąca. Powieść "Czas w dom zaklęty" taka nie jest, nie brak w niej negatywnych postaci. Jaki będzie miała końcowy wydźwięk? Nie wiem, choć pewnie pozytywny, bo to opowieść o wybaczaniu. Polecam na wakacyjne dni. Sama postanowiłam przeczytać panią Kasię Enerlich od początku do końca i zaczęłam... od książki trzeciej. Bywa. Lekturę polecam z całą odpowiedzialnością. Targa emocjami.
A tak nawiasem mówiąc, długi weekend spędziłam we wsi oddalonej 12 km od Mrągowa - miejsca zamieszkania p. Katarzyny, a na rynku księgarskim pojawiła się nowa książka mrągowskiej pisarki "Prowincja pełna szeptów", powieść zamykająca cykl "Prowincja..."
Mam nadzieję przeczytać...