poniedziałek, 19 lipca 2010

Wakacyjny dziennik pokładowy - raz

Udaje mi się czasem podczepić pod zaprzyjaźniną neostradę, co cieszy mnie niezmiernie. Podczepienia bywają "rwane", ale lepsze coś niż nic.
Zatem czasem coś wrzucę jak tylko będzie to możliwe i niemozliwe, jak wklejenie fotek przed chwilą.

18.07.10

Co można robić na wsi? Czytać przede wszystkim, chadzać nad jezioro – niekoniecznie, polegiwać w obejściu na trawie. Zatem czytam i biegam za kotem, który w susach sadzi za "motyłkiem", to poleguje w chaszczach, na studni, czasem rości sobie pretensje do podnóżka, więc ustępuję.
No i czytam. Dziś Grażyny Jeromin-Gałuszki „Kobiety z Czerwonych Bagien” Taka polska uproszczona wersja „100 lat samotności” w wersji babskiej. W pewnym momencie pożałowałam, że nie zaczęłam rysować drzewa genealogicznego. Na szczęście imiona nie zaczynały się na A i było ich znacznie mniej. Książka wakacyjna, nieskomplikowana, sympatyczna, momentami do śmiechu, momentami do płaczu. Kiedy szukałam książki w ulubionej księgarni na półkach, pani powiedziała: w kobiecej proszę szukać. Była w kobiecej – cokolwiek to znaczy.

W prognozach pogody zapowiadali nawałnice, burze i co tam jeszcze w pogodzie najstraszniejszego. Skończyło się na strachu – niebo zrobiło się czarne, na dworze ciemno – a tu z dużej chmury mały deszcz. Na szczęście.


19.07.10
Żar zelżał. Do południa jakby nawet chłodnawo, pochmurno, ale teraz (godz 17) znów słonce.
Dziś od rana czytałam „Kuchnię Franceski” Petera Pezzelli. To prezent imieninowy od córki. Zanim kupiłam, dostałam. Nawet jej nie wspominałam, że chcę. Rozmawiałyśmy o czymś innym – też z „garami „ w tytule, ale dostałam Franceskę. Nie powiem, ucieszyłam się bardzo. Książka „lekutka”,
może mniej przepisów niż się spodziewałam, treść przewidywalna, bo w połowie wiadomo było, kto do kogo będzie lgnął, no ale w wakacje wytężanie rozumu nie wskazane. Książkę, rzecz jasna, czytać skończyłam, to tylko 375 stron, kiedy jedynym obowiązkiem jest zagadanie do kota, sypnięcie mu suchej karmy i wymiana wody w misce. Sama pojadam chłodnik na botwince, bo zrobiłam kocioł i mam teraz „menu mocno monotematyczne”.
Wydawnictwo Literackie na skrzydełku okładki zapowiada następne książki Pezzelli'ego:
Lekcja włoskiego, Villa Mirabella, Każdej niedzieli, Dom w Italii. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Połykanie książek jest niezdrowe. Usiłuję sobie przypomnieć jaką ksywkę miał jeden z młodych Kostrzewskich z „Czerwonych Bagien” Zaraz... Aaaa... Parszywy Ogryzek Zaśmiewam się jeszcze teraz do łez z ksywki wymyślonej przez „bagienne wiedźmy”



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz